O Reiki jeszcze raz.

Postanowiłam napisać o Reiki jeszcze raz.  Zacznę od tego, że stosuję tę metodę od dawna. Stosowałam ją nie mając pojęcia, jak  działa, mimo to działała i nadal u mnie działa.  Jakieś dwadzieścia parę lat temu ktoś, w jakimś programie publicznej telewizji pokazał tę technikę, a ja ją zapamiętałam. Później wiele na jej temat  czytałam, że jest stosowana w Stanach,  w szpitalach, ale samej techniki tej metody nigdy, nigdzie już nie widziałam.

Właściwie zawsze miałam jakieś kłopoty ze zdrowiem, czułam się źle po jedzeniu. Że powodem tego był gluten, odkryłam dopiero niedawno. To gluten i laktoza najpewniej były przyczyną moich skłonności do licznych, określmy to – narośli. Jako młoda kobieta miałam już swędzące, „pracujące” znamię na ramieniu, które rosło, zmniejszało się, za chwilę znowu rosło. Miałam je co najmniej kilka lat. Dermatolog zalecił usunięcie, ale właśnie wtedy pierwszy raz zastosowałam Reiki. Pierwsze, co zauważyłam, że podczas stosowania tej metody jakoś ładniej wyglądam, więc ze zwykłej  próżności stosowałam ja nadal i nawet nie zauważyłam kiedy, uporczywie swędząca narośl po prostu zniknęła.

Reiki nie zawsze stosowałam, bo wymaga poświęcenia czasu, więc za chwilę miałam guz piersi, złośliwy miejscowo włókniak, który po biopsji rósł, „jak szalony”. Onkolog zalecił wycięcie guza, ale ten, jako złośliwy miejscowo, znowu odrósł. Już drugi raz nie zgodziłam się, ani na biopsję, ani na usunięcie. „- A na kontrolne badania co pół roku się pani zgadza? – trochę żartem zapytał onkolog i uszanował moja decyzję.

„ – „Do następnego razu –  ma pani skłonność” – powiedział chirurg, który wycinał mi guz. Uparłam się, że następnego razu nie będzie, dlatego nie dałam już ciąć piersi, a nowy guz kiedyś tam, przy kolejnym dłuższym stosowaniu Reiki – zniknął.

Dalej moja skłonność obdarzyła mnie łagodnymi guzami w narządach rodnych, zwanymi mięśniakami. Trochę je zlekceważyłam. Później miałam długi okres głębokiego stresu, który fizycznie odczuwałam w postaci bóli brzucha, aż pewnego dnia usłyszałam od lekarza, że z mięśniaków wyhodowałam sobie raka.

Dość drastycznie zwiększone endometrium, ciemny płyn, guz na jajniku…i wszelkie inne wyniki badań doprowadziły do diagnozy, że mam raka i muszę natychmiast poddać się usunięciu wszystkich narządów rodnych. Pamiętam, jak dzisiaj, że zaniepokojony lekarz najchętniej nie pozwoliłby mi już nawet wyjść z gabinetu, ale ja wyszłam i wróciłam po miesiącu stosowania Reiki i znowu miałam tylko nieduże, niegroźne  mięśniaki. Wyniki badań z przed i po moim samoleczeniu mam gdzieś w szufladzie do dzisiaj.

Po Reiki zniknął też złośliwy rak twarzy u mojej znajomej. Poleciłam, żeby nie czekała w wielkim stresie na ustalony już termin zabiegu, a „coś” robiła. Po trzech tygodniach stosowania Reiki, kobieta pokazała mi czysty policzek.

Moje „przygody” i nie tylko moje, doprowadziły mnie do wniosku, że Reiki likwiduje złośliwe stany nowotworowe. Jako bonus po miesięcznej kuracji otrzymałam jeszcze – zdrowy kręgosłup. Wcześniej przez wiele lat miałam ogromne problemy. Bywało, że chodziłam na czworaka, albo w kinie kładłam się na podłodze, bo z bólu nie mogłam wytrzymać do końca seansu. W najgroźniejszych stanach nie pomagały nawet silne środki przeciwbólowe.

Dawno zapomniałam, co to bóle kręgosłupa. Mogę pracować nachylona cały dzień, padam z nóg, ale kręgosłup nigdy mnie nie boli.

Ciekawe jest też, to, co zmieniło się po Reiki w moim uzębieniu. Wcześniej miałam problemy z próchnicą i źle zaleczone zęby( kiepska dentystka) spowodowały u mnie konieczność dwukrotnego leczenia kanałowego. Od momentu pierwszego zastosowania Reiki zęby mi się już nie psują. Ta metoda coś zrobiła z moimi korzeniami, zdjęcia pokazują, że są dziwnie poprzerastane i podobno nie da już ich się leczyć kanałowo. Może właśnie to „poprzerastanie” je wzmocniło i nie będzie już potrzeby leczenia kanałowego?

Po latach zastanawiania się, poszukiwań…stwierdziłam, że Reiki nie tylko leczy, ale zaobserwowałam, że metoda ta wpłynęła na moją świadomość. Nowa fizyka „powiedziałaby”, że stosując Reiki zaakceptowałam obecność energii, co zapoczątkowało zmiany w moim życiu w ogóle.

Dzisiaj jestem pewna, tylko czasami na jakąś chwilę o tym zapominam, że człowiek tutaj na tej Ziemi nie ma żadnego powodu bać się choroby…, bać się czegokolwiek. Sami, dla siebie potrafimy być apteką, lekarzem…, jeśli tylko zechcemy. Trochę niepotrzebnie demonizujemy takie zjawiska, jak GMO, wszelkiego rodzaju skażenia… i zakusy na naszą wolność też, bo tak naprawdę to człowiek sam dla siebie jest największym zagrożeniem.

Myślę, że surowa dieta roślinna i Reiki, działają podobnie, umożliwiają przepływ energii, uwalniają w nas wszelkie blokady. Wiem, że najlepszą dla mnie dietą, jest roślinna – surowa, ale czasami ją sobie odpuszczam i gotuję, smażę kotlety sojowe, które uwielbiam, bo mam w zapasie Reiki. Że soja niezdrowa? Mam przecież Reiki. Kiedy przez jedną, drugą noc źle sypiam, to już na trzeci dzień jem tylko na surowo i po takim dniu nie mam kłopotu z zaśnięciem.

Technikę Reiki już wcześniej publikowałam na str. https://lucyostrachu.pl/2017/01/kto-chce-niech-wierzy-reiki/