Kochać siebie.

 

„Nikt tego nie wie, jak ja kocham siebie…” świetny tekst Maleńczuka, jednak trochę trwało zanim go zrozumiałam  i przestałam odbierać  , jak cyniczny żart. Nigdy nie wdawałam się w rozmyślania  co  to znaczy   – kochać siebie, na ten koncept  gdzieś z tyłu głowy pojawiały się słowa, egocentryzm, narcyzm…., ale na szczęście dla nas „wszechświat”  nie lubi, kiedy nie kochamy siebie  i w taki czy inny sposób nas zatrzymuje, służy lekcjami.  Najpierw tylko – pokazuje, a kiedy – nie widzimy”w czym siedzimy”, bo zobaczyć nie umiemy, albo nie potrafimy, że latami, nierzadko od zawsze  ciągniemy na debecie, ciągle dajemy  nie wiadomo skąd się zapożyczając,   zaczynają się zatrzymania, lekcje, nauczki….

O NIE – debeciarze, to nie Anioły. Anioły dają z zupełnie  innej przestrzeni. Nie zapożyczają się, umieją stawiać granice. Nie obierają pomarańczy ze skórki komuś, kto może sam to zrobić, ale nie zrobi, bo mu się nie chce, bo obok jest ktoś, kto zrobi to za niego w trosce, że mu zabraknie witaminek, a on sam skupi się na tym jak tu najprecyzyjniej postawić się w roli ofiary, by z miną męczennika zjeść w końcu tę cholerną pomarańczę.

Co robi w takiej sytuacji wszechświat? Ano próbuje zatrzymać debeciarza.  Wysyła znaki, zdarzenia…., choroby, które zawsze są wezwaniem do zmiany, albo ostateczne, w skrajnych przypadkach –  przewraca, obala naszego niepoprawnego recydywistę –  debeciarza, wali nim solidnie o beton. Debeciarz leży w bólu, ale nie poprosi o pomoc, bo jest – nieważny, ten stan odziedziczył po przodkach, a gdy już zdoła się jakoś podźwignąć, by mu za łatwo nie było,  dostaje jeszcze – za poczucie winy,  solidnie „w łeb” od męczennika, u którego z racji wiecznego umęczenia odruch pomocy się nie wyzwolił. Jedno  zdarzenie(niestety prawdziwe), a  tyle informacji – do czego nas może doprowadzić deficyt miłości do siebie. 

Kochać siebie, to nie znaczy odrzucić wszystko i wszystkich. Wszechświat daje przestrzeń na balans w tym temacie.  Kochać siebie, to nie zapomnieć o pomarańczy także dla siebie. Troszczyć się o siebie i swoje ciało tak samo, jak troszczymy się o innych. Kochać siebie, to być ze sobą cokolwiek się nie wydarzy. Nigdy siebie nie obwiniać, nie karać. Kochać siebie, to kochać siebie zawsze.”…Nigdy z sobą się nie kłócę, nigdy siebie nie porzucę…” – M. Maleńczuk. Jeśli chodzi o mnie to jestem niepoprawną recydywistką, ze słabo realizującą się obietnicą poprawy w temacie – pomijania siebie, chociaż dostaję nieźle popalić od „wszechświata”(jak zwał, tak zwał). Ciągle uczę się kochać siebie.

W ramach miłości do siebie możemy zaprosić siebie do restauracji, albo ugotować to, co lubimy i co dobre dla naszego ciała. . Na przykład – krem z buraków.

Potrzeć na tarce kilka obranych buraków i kawałek selera, chwilę podusić na oleju kokosowym z cebulą i czosnkiem, zalać zimna wodą i zmiksować ręcznym blenderem z jabłkami do smaku. Krem zagotować na dwie, trzy minuty, doprawić suszonymi,  mielonymi warzywami, pieprzem, majerankiem, na końcu sokiem z cytryny, albo dobrym octem owocowym. Zjadamy z pokruszonymi orzechami, laskowymi, lub włoskimi…może jeszcze jakimś pudrem grzybowym( akurat miałam z kani) i kleksem z gęstego mleka kokosowego.