Dzisiaj kolejny raz nie chciałam „zatrzymać się” po dobroci, więc serce zatrzymało mnie siłą, bo kolejny raz uznałam, że coś muszę, że powinnam, że wypada… .
Podobno każda osoba, jaką w życiu spotykamy jest dla nas konfrontacją z tym co jest w nas, lekcją, czegoś nas uczy. 90 letnia osoba , jaką spotkałam na swojej drodze jest kwintesencją tego wszystkiego, czego ja nie chcę, tego co niesie ze sobą ten cały zniewalający nas PROGRAM przez niektórych słusznie nazywany GADZIM.
Staruszka zaprogramowana jest tak skutecznie, że mimo mocno opadła już z sił i serce potrzebuje rozrusznika, tak bardzo jeszcze zachłanna jest na wszystko co niesie ze sobą ten system, bo – „Tyle tego teraz co dusza zapragnie…”, ale czy to dusza tak naprawdę pragnie by ciało w tak już sędziwym wieku, samodzielnie ukatrupiło karpie, które wcześnie długo się męczyły w za małym pojemniku z wodą, dalej już sucho bez wody w worku, zanim dokonała się na nich rzeź.
Czy to tak naprawdę dusza pragnie tej smażonej ryby, tego tłustego boczku…, po których ciało wzywa karetkę pogotowia i to za każdym razem z żądaniem natychmiastowego ratunku, bo za chwilę będzie za późno?
Kiedy wspomniałam niedawno o diecie, owocach…staruszka w milczeniu popatrzyła na mnie przez chwilę. W tym spojrzeniu było wszystko. Tak naprawdę, to nie ona na mnie spojrzała. Swym rażącym wzrokiem przeszył mnie GADZI PROGRAM tej całej cywilizacji śmierci.
Miałam nadzieję, że to już koniec lekcji, ale ktoś z rodziny starszej pani poprosił mnie, bym dzisiaj pojechała z nią do pewnego domu opieki społecznej by go sobie obejrzała. Poproszono mnie, bo rodzina nie chce, nie chce już dzisiaj patrzeć na to kim, a raczej czym będzie za jakiś czas.
Niestety się zgodziłam. Zgodziłam się, bo nie wypadało inaczej, bo wiek, bo powinnam…., bo tak naprawdę nie wiem dlaczego. Ja się zgodziłam, ale zaprotestowało moje serce. Kiedy wbiegłam na schody bloku, w którym mieszka starsza pani nagle dopadła mnie niebezpieczna arytmia. Zakręciło mi się w głowie, zachwiałam się na nogach, serce wypadło z rytmu już trzeci raz w moim życiu. W podobnym stanie dwukrotnie wieziono mnie na sygnale do szpitala.
Tym razem jednak starałam się zachować spokój mając nadzieję , że to minie. Co jest? Dlaczego teraz? – myślałam. Wróciłam do samochodu, starsza pani wsiadła tuż po mnie. -„Źle się czuję” – poinformowałam chyba niepotrzebnie, bo reakcji obok nie było. Podjechałam więc do domu, napiłam się czegoś, ale sytuacja nie zmieniała się, więc w końcu przeprosiłam starsza panią, oświadczyłam, że nie jestem w stanie dalej jechać, że źle się czuję i odwiozłam ją do domu.
Intuicyjnie czułam, że to jest dla mnie jakaś informacja, że to musi minąć. Położyłam się do łóżka, oddychałam spokojnie, ale serce nadal waliło nierówno. Kiedy próbowałam wstać słabłam, ale nie umiałam uleżeć spokojnie. Coś mnie gnało z tego łóżka, w głowie miałam natłok myśli, z których wyłoniła się ta jedna, która mnie uspokoiła: – „… to nie mój PROGRAM, nie muszę w niego wchodzić, tak naprawdę nic nie muszę, zrywam ten kontakt ” i w pełnym zaufaniu do „swego prowadzenia”, starając się nie myśleć o tym co mi jest, wstałam i poszłam do piwnicy wymieść sadze koło komina. Tak po prostu, czyszczono komin, była robota do zrobienia. Kiedy wróciłam do góry, serce biło już spokojnie. Pojechałam na targ kupić jabłka.
Podjęłam właściwą decyzję i serce po półtorej godziny silnej arytmii nagle ustąpiło. To nie pierwszy, ale mam nadzieję, że już ostatni taki cud w moim życiu. Ufajmy naszemu ciału. Każda, ale to każda choroba jest dla nas informacją, że coś robimy nie tak, że żyjemy przeciw sobie, że wchodzimy w energie, które nam nie służą.