Jeść czy nie jeść?

Kilka  zasłyszanych „przypadkiem” słów, przypadkiem w cudzysłowie, bo przypadki nie istnieją,  spowodowało rewolucję w moim dotychczasowym spojrzeniu na kwestię jedzenia i niejedzenia też. Jemy bo musimy? Jemy, bo potrzebujemy energii? Otóż wszystkie „znaki na niebie i Ziemi” wskazują, że jedząc tracimy energię. Dlaczego właśnie – posty nas uzdrawiają? Dlaczego weganie mają niższy poziom białych ciałek krwi, niż jedzący wszystko, a witarianie jeszcze niższy?

Dzieje się tak, bo każde jedzenie, zwłaszcza to przetworzone powoduje mniejszy, lub większy „stan zapalny”w naszym organizmie. Im cięższe jedzenie, tym więcej pochłania naszej energii, tym bardziej czujemy się wyczerpani.

Bretarianie nie jedzą, nie piją, a żyją? Nie do końca nie piją, bo ich skóra  wchłania wilgoć, oddycha, absorbuje promienie słoneczne…. Nie bardzo się dotąd bretarianami interesowałam i tym skąd czerpią energię, zanim dotarło do mnie, że nie tyle czerpią energię, a nie tracą własnej energii na trawienie., na które na przykład ci  „jedzący wszystko” zużywają  niemal całą energię, a z kolei frutarianie, jedzący tylko owoce wydają się tracić tej energii najmniej z jedzących w ogóle..

Można żyć na samych owocach? Okazuje się, że można, bo  owoce nie tyle dostarczają nam wszystkich składników, ile stwarzają warunki, by nasze ciało wszystko, co potrzebuje wytworzyło samodzielnie.

Na dzień dzisiejszy nie zamierzam nie jeść wcale , a jeść świadomie, doświadczać w jedzeniu, smakować go i przy tym starać się zachować jak najwięcej energii, więc głównie będą to soki owocowe, dania na surowo, czasami coś sobie ugotuję, ale w takim przypadku będę pamiętała by dać ciału dłużej odpocząć, by sobie poradziło bez większego uszczerbku energetycznego.  Do tej pory męczyło mnie skupianie  się na tym, że muszę tego, czy tamtego dostarczyć organizmowi i informacja, że wystarczy tylko dobrze w nim posprzątać, a sam sobie poradzi, bo jesteśmy doskonałymi „pojazdami kosmicznymi”, przyznam, że mnie ucieszyła. Nie podam linków, potwierdzeń naukowych w tym temacie, bo sama ich nie potrzebuję. Od lat kieruję się intuicją i sercem. Jeśli ktoś zechce pójść w tym kierunku,  poszukać to znajdzie coś dla siebie.

Od tygodnia jestem na samych sokach z jabłek, z małym dodatkiem pomarańczy. W tym czasie miałam na przemian spadki i przypływy energii, ale to normalne, organizm się oczyszcza.  Dzisiaj już drugi  dzień, ani na chwilę nie spadła mi energia. Od rana pracowałam w ogrodzie. Zjadłam też pierwszy obiad po siedmiu dniach.

Na obiad było avocado z czarną  solą himalajską, które z powodzeniem może zastąpić jajko tym, którym jaj brakuje. Kilka pomidorków suszonych z wędzoną papryką – mnie smakowały, jak kiełbaski. Był zielony ogórek, który uwielbiam. Cukinia a la śledź, przepis ze strony Dziewanny, czyli pokrojone cukinia, cebulka, pomidory+ rodzynki(u mnie suszona żurawina) i własnoręcznie zrobiony ocet jabłkowy z wodorostami Nori. Była też pierwsza darmowa „sałata”, która wyrosła w moim ogrodzie. Uważany za upierdliwy chwast – podagrycznik o lekko sosnowym smaku  ma wiele walorów odżywczych i tym samym zdrowotnych.

„Mieliłam” ten swój obiad pół godziny, w ogrodzie, z twarzą wystawioną ku słońcu.  Taki obiad nie stygnie, więc spokojnie delektowałam się każdym kęsem. Pomidorków było sześć, ale smakowały mi tylko pierwsze cztery, czyli nałożyłam o dwa za dużo. Do śledzia z cukinii dam następnym razem mniej octu.

Nie musimy nie jeść, jedzenie może być i jest fajnym doświadczeniem, przyjemnością, zabawą….zwłaszcza, jeśli jedząc nie krzywdzimy, ani siebie, ani nikogo innego. Warto jednak nosić w sobie, jako część własnej świadomości –  świadomość bretariańską, że głód nie istnieje, że to tylko chory wytwór systemu. Bo czymże tak naprawdę jest  jest ten głód? Czyż nie czymś innym dla każdego z nas? Dla wielu brak mięsa, to już głód. Pamiętam fragment powieści „Łza” Fleszarowej – Muskat , w którym mowa jest o zupach wyłącznie na warzywach, bo była wojna, bieda… . Pracują tutaj  ludzie z żyznej Ukrainy. Przyjechali do Polski by codziennie przez 12 godzin przerzucać na taśmie ciężka porcelanę. Przyjechali, bo byli biedni,  głodni? Nie – przyjechali, bo chcą zarobić na jeszcze jeden dom, jeszcze jeden samochód, bo samochody w Ukrainie są bardzo drogie. Że tam żyzna ziemia dostępna jest dla każdego, że mieszkanie w bloku jest za bezcen…, to za mało.

Bieda i głód, to iluzja, bo tak niewiele nam trzeba byśmy naprawdę byli szczęśliwi, tylko trzeba jeszcze wiedzieć, czym tak naprawdę jest dla nas to owo szczęście.  Jeśli tylko zechcemy wiedzieć wystarczy zapytać serce, a ono zawsze prawdę nam powie.