Największym osiągnięciem w życiu, bo z sukcesem przebiegającą szkołą konsekwencji. Czymś, w czym jestem prawdziwa. Nie ma w tym pozy, miejsca na wątpliwości, bo jestem pewna, że jestem po właściwej stronie. Często słyszę, że to jakaś fanaberia, innym razem, że fanatyzm. Ktoś inny jeszcze snuje katastroficzne wizje na temat, ile to zła mogłabym uczynić, gdybym dostała się do rządu, bo przecież bez kotletów schabowych, skórzanych kanap, wełnianych swetrów, życie traci sens.
To nie fanaberia, , ani fanatyzm, a już dzisiaj, zwykły, zdrowy egoizm. Na diecie wegańskiej wiele zyskałam i nie chce tego stracić. KONSEKWENTNIE trzymam się diety roślinnej, bo nareszcie mogę jeść bez poczucia winy i co ważne, jestem zdrowsza. Skrupulatnie, z absolutną uczciwością, przede wszystkim wobec siebie, przeglądam etykietki, bo nie chcę by „gdzieś uleciało” to coś niezwykłego, czego doświadczyłam starając się nie konsumować czyjegoś cierpienia. O tym samym mówiła też nasza medalistka olimpijska, Oktawia Nowacka. Mam na myśli wyraźnie odczuwalne POWIĘKSZENIE ŚWIADOMOŚCI. https://lucyostrachu.pl/2016/09/powiekszenie-swiadomosci-pozytywny-efekt-diety-weganskiej/ Już właściwie zawsze, gdzieś tam, zapewne w głębi duszy, znajduję odpowiedzi na wiele pytań. Pozbyłam się STRACHU, który dzisiaj zdaje się być wyraźnie nasilony u wielu ludzi. Zyskałam więcej pewności siebie. Nigdy nie byłam zachłanna, weganizm jeszcze bardziej pociągnął mnie w kierunku minimalizmu. Nie ma w tym żadnej obłudy, JA NAPRAWDĘ NICZEGO NIKOMU NIE ZAZDROSZCZĘ.
Nie jest również moim celem umartwianie się, bo zawsze lubiłam i nadal lubię jeść. Uwielbiam też kawę „z chmurkami”, ale po wegańsku, z bitą śmietaną sojową.
To mój dzisiejszy obiad. Morele z rukolą świetnie komponują się w sałatce ze sosem winegret. To co przypomina kawałki mięsa, to odgotowane kotlety sojowe, później przesmażone z cebulką i przyprawami.