Te dwa zdania, przy podkreślonym uśmiechem słowem – ś w i n i a m i, usłyszałam wczoraj od lekarza, a udałam się tam ponieważ od dłuższego czasu mam problemy z zatkanymi zatokami. Przez kilka lat mieszkałam i pracowałam w dużej hałaśliwej, aglomeracji miejskiej, kilkaset metrów od wyziewającej co chwila coś tam rafinerii. Powietrze bywa tam tak gęste, że „można je gryżć”. Zazwyczaj z choróbskami staram się radzić sobie sama, ale ostatnio, mocno zaganiana, nie miałam czasu zadbać o siebie. O moim weganizmie poinformowałam pana doktora tylko dlatego, że zostałam skierowana na badanie krwi, które na pewno, jak zawsze wykaże obniżony poziom białych ciałek krwi. Właśnie z tego powodu kiedyś pewna pani doktor w Polsce zapewniała mnie, już kilka lat temu, że jeśli nie jestem już chora, to na pewno zaraz zacznę poważnie chorować. W tym samym czasie jeszcze inna młoda lekarka w Niemczech, zupełnie nie była zdziwiona obniżonym poziomem białych ciałek krwi u weganki, gdyż zakres jej wiedzy zawierał informację, że ten – n o r m a l ny poziom u „wszystkojadów”, to reakcja obronna organizmu na zjadane mięso.
” – Natura nas wyposażyła na wszystkożernych…” – przekonywał mnie lekarz. Zawsze irytuje mnie to powoływanie się na naturę, jako argumentu przeciw weganizmowi, w dobie ogromnych jej zniekształceń, dewastacji, dziwolągów genetycznych, suchych karm dla zwierząt…….itd.
W co panie doktorze wyposażyła pana natura? Ma pan „gdzieś podpięty” piecyk na 200 stopni, bo jak mniemam nie dogania Pan swego mięsa i nie zżera na surowo. Te dwa moje zdania spowodowały, iż lekarz zakończył temat szkodliwości weganizmu.
Otrzymałam kilka skierowań na badania, ale postanowiłam je zrobić za kilka dni. Wezmę się za siebie. Po kilku dniach stosowania Reiki https://lucyostrachu.pl/2017/01/kto-chce-niech-wierzy-reiki/ już czuję się lepiej, jeszcze jedna, czy dwie głodówki, soki warzywne, długie spacery po lesie i na pewno będzie dobrze, bez konieczności żarcia wszystkiego.
Weganizm zdaje się na pewno służyć psu mego syna. Zwierzak na gotowych karmach miał ciągle jakieś egzemy i inne choroby. Wizyty u weterynarza nie były tanie, więc syn dał się przekonać do gotowanych przeze mnie potraw wegańskich, jako karmy dla jego pupila. Pies je, to co ja, z pominięciem tego, czego jeść nie może, czyli soja, cytrusy, czekolada….., alergie się skończyły, pies jest pełen energii, sierść lśni. Jest co prawda wredny, ale taka już jego natura.
Na słowo świnia się nie obrażam, nie widzę żadnego logicznego powodu by żreć wszystko, tym bardziej, że „wszystkożerstwo” nie jest żadną gwarancją zdrowia.