Moje dzisiejsze, nie wymagające wiele pracy , wykwintne, sylwestrowe”żarło” nazwałabym – „Niech kaczka sobie żyje”. Wielu z nas kiedyś próbowało, albo przynajmniej słyszało o potrawie – kaczka z jabłkami”, dzisiaj zaimprowizowałam coś w tym stylu i wyszło znakomicie.
Kiedyś próbowałam tej potrawy w wersji z mięsem, z kaczki, uznałam ją za smaczną, ale z powodu poczucia winy i niemile natarczywego oddziaływania mojej wyobraźni, nie mogłam jej jeść. Dzisiaj w wersji wegańskiej – tym „cudem” , które absolutnie nadaje się dla mięsożernych gości – wręcz się opchałam. Za mięso posłużyły suche kotlety sojowe, tutaj w Niemczech mają je , jako medaliony.
Ugotowałam medaliony w wodzie z kostką rosołową warzywną ( 5 – 10 min, potem je odstawiłam, żeby doszły). Marynatę, o charakterystycznym smaku stanowiły: 5 – 6 suszonych śliwek, pól łyżeczki kakao, sos sojowy, pieprz, trochę oleju, majeranek, suszone, mielone warzywa. Ok. 30 ml. sosu sojowego zmiksowałam blenderem ze śliwkami i kakao, na końcu dodałam pieprz i majeranek, suszone, mielone warzywa. Odcedzone kotlety dokładnie wymieszałam z marynatą i odstawiłam na godzinę.
Udało mi się kupić na targu od gospodarza, cudownie nadające się na przetwory, jabłka – szare renety. 3 duże jabłka pokroiłam na ósemki ( ze skórkami), najpierw wymieszałam w oleju ( by zatrzymały sok), później posoliłam, obsypałam majerankiem i wyłożyłam na szklane żaroodporne naczynie.
Osobno przesmażyłam dwie pokrojone i posolone cebulki. Jabłka wstawiłam do piekarnika – ok. 180 stopni, na chwilę przed smażeniem kotletów ( medalionów). Zamarynowane kotlety, dosalając do smaku, usmażyłam na rozgrzanej oliwie, rumieniąc z obu stron – śliwka pysznie się skarmelizowała, na końcu wymieszałam je z przesmażoną cebulką.
Całość zjadłam ze sałatką na bazie selera, w łagodnej wersji ( z mniejszą ilością ogórków). https://lucyostrachu.pl/2016/09/pyszna-salatka-z-selera-ze-skutkiem-ubocznym-w-postaci-rosolu/