Na pokaz.

W tym pięknym miejscu wypuściłam dzisiaj  karpie, które w celu uwolnienia zakupiłam. Taki właśnie wczesny poranek wigilijny sobie zaplanowałam. 

„Niestety nie mamy żywych karpi, nie możemy…, nie mamy warunków, ale tam niżej jest hurtownia, mają tam basen i żywe karpie”– usłyszałam od sprzedawczyni sklepu rybnego w Kościerzynie.  Poszłam więc sobie obejrzeć tenże „basen”. 

Basen, że ho, ho…, jeden metr szeroki, dwa długi i może metr głęboki, a w nim w zatłoczeniu kłębiło i dusiło się mnóstwo karpi. – „Wybierze mi pan takie, które mają szansę, mają jeszcze siły  by przeżyć, chcę je wypuścić do jeziora” – ciekawa reakcji otoczenia, zachowywałam się celowo – głośno, ale byłam niewidzialna. Na chwilę spojrzałam w twarze  ludzi, którzy dusili nieszczęsne istoty w zwykłych, plastikowych workach, bez wody, w ich uciekającym wzroku było coś ponurego.

„Naleję Pani wody do wiadra” – grzecznie zaproponował sprzedawca. –„To oczywiste, tylko proszę o świeżą wodę…” – zaznaczyłam dobitnie. – „Tak, naleję prosto z kranu”.

Nie uszedł mojej uwadze tajemniczy „zabieg”, który wykonał sprzedawca, kiedy karpie próbowały wyskoczyć z wiadra. Na kilka sekund rozpostarł dłonie nad wiadrem a ryby niemal natychmiast uspokoiły się, jakby zostały zahipnotyzowane. Były jak martwe aż do momentu, kiedy schodziłam z nimi już do jeziora. Znowu zaczęły gwałtownie się miotać, jakby poczuły, że zbliżamy się do wody. Właściwie – wiem, że poczuły wodę.

Ludzie korzystają z energii, których do końca nie znają i których mogliby użyć w zupełnie innym celu.

Tak, zrobiłam to „na pokaz”, by sprowokować do myślenia, bo przecież nie mogę zatrzymać pani, pana z „siatką – workiem”, by ponieśli konsekwencje prawne swego czynu. Z ciekawości zadzwoniłam dzisiaj na policję z pytaniem do dyżurnego, czy jest mu znane prawo w temacie warunków sprzedaży i przewożenia, przenoszenia… żywych ryb. Okazało się, że nie bardzo, ale ja oczywiście doniesienie złożyć  mogę.