To prawda, że weganie, jako przeciwnicy zniewalania i wykorzystywania zwierząt dużo piszą, mówią o jedzeniu, o wpływie diety na zdrowie, przy tym zachęcają, przekonują by jedzenie nie było czyimś cierpieniem, z tego powodu myślę niesłusznie zarzuca im się monotematyczność. To ważne, by tę kwestię poruszać, ale doszłam jednak do wniosku, że jakkolwiek by nie zachęcać w tym temacie to i tak uda się dotrzeć tylko do ludzi z pewnym poziomem MIŁOŚCI, osobistego szczęścia. Nasze wybory nie są przypadkowe, są wprost proporcjonalne do naszej miłości do siebie, z niej wypływają. Nie mam na myśli tak zwanej miłości własnej a MIŁOŚĆ DO SIEBIE w czystej postaci. Jeżeli wybierzemy dietę z poziomu miłości, ona nas uleczy, jeśli tylko ze strachu przed zachorowaniem, to możemy osiągnąć zupełnie odwrotny rezultat.
Pitagoras zachwalający wegetarianizm. Rubens, Snyders
Z poziomu miłości – świadomie nie wybierzemy też jedzenia, które jest czyimś cierpieniem. Jeśli takowe wybierzemy, znaczy, że nasza miłość do siebie została, gdzieś tam zakłócona, mocno okrojona, może jeszcze w dzieciństwie.
Chorujemy, kiedy działamy przeciw sobie, wykonujemy pracę, której nie lubimy, żyjemy w ciągłym pośpiechu…., to też brak miłości do siebie. Kilkakrotnie trafiałam do szpitala z klinicznymi objawami zagrażającymi życiu, których przyczyn nie ustalono. Był to efekt tego, że zbyt długo, uparcie, MYŚLĄC – rozumem, że inaczej nie mogę, działałam przeciw sobie i mój organizm ostro protestował. Intuicyjnie, sercem to czułam, byłam spokojna, cieszyłam się chwilami, w których nic nie muszę, po prostu sobie leżę i obiecywałam sobie radykalne zmiany.
Pewna moja znajoma, kobieta już po siedemdziesiątce, po chwili załamania, po tym, jak usłyszała wyrok – stwardnienie boczne, miała piękną myśl, nagły przebłysk – zamiar, który przypłynął z serca. Sprzeda dom, całą kamienicę wraz z lokatorami, pozbędzie się wszystkiego, co ją tak obciąża, wynajmie piękne, jasne mieszkanie blisko swojej córki. Piękny plan zaczęła już realizować i zapewne zrealizowałaby go do końca, gdyby nie zaczęła myśleć. Niestety umysł wziął górę nad sercem i plan został z realizowany może w 10% + to, co dołożył umysł od siebie, czyli pomysł na zaopatrzenie się już teraz w wózek inwalidzki, którego jeszcze nie potrzebuje i nie ma żadnej pewności, że potrzebować będzie. Moja znajoma niestety zignorowała wiadomość od serca, która, gdyby jej zbytnio nie analizowała, obciążonym utartymi schematami rozumem, mogła przynieść jej ozdrowienie.
Mam znajomego, który od dwudziestu lat trzyma wózek inwalidzki po matce, tak na wszelki wypadek. Czy to nie nie jest przyczyną, tego że ciągle narzeka na bóle w nogach? To my kształtujemy własną rzeczywistość – fizyka kwantowa.
Dzieci z małym poziomem miłości, słabym poczuciem bezpieczeństwa, nieprzypadkowo, bo przypadków nie ma, zajadają się czipsami, czekoladą…., która dla tak zwanego świętego spokoju fundują im rodzice. Dzieci świętego spokoju podświadomie wybierają to, co przynosi im choroby. Nie czują się bezpiecznie, więc podświadomie przywołują choroby, by zwrócić na siebie uwagę, przeciw czemuś zaprotestować, innych środków nacisku nie posiadają. Podświadomie potrafią też przywołać chorobę, kiedy nie chcą iść do szkoły w której coś złego dla nich się dzieje. Tutaj nasunęło mi się spostrzeżenie, które które napłynęło z „księgi pamięci” raczej potwierdzające moje spostrzeżenia. Przypomniałam sobie „dawne dzieci”, bose, oberwane, często głodne, mocno zaniedbane…, które jakimś cudem nie chorowały. Nie chorowały, bo ich podświadomość „wiedziała”, że to nic nie da, nic w ten sposób nie uzyskają.
Kolejny raz powtórzę, BRAK MIŁOŚCI DO SIEBIE, to choroba, która drąży ludzkość. Zwolnij – połóż rękę na sercu, pokochaj swoje serce pokochaj siebie. Pracuję nad tym każdego dnia.