Spełnione życzenie.

Czyżby zaczęły się spełniać moje życzenia? Zapytałam mojego syna, czy mamy gdzieś niedaleko dziko rosnące mirabelki. Następnego dnia poszłam na spacer z psem i o dziwo kilkaset metrów od mojego domu „wyrosła” przede mną ałycza, której wcześniej zwyczajnie nie zauważyłam. Podobno, jeśli w owocach pestki nie odchodzą,  to mamy do czynienia nie z mirabelkami, a z owocami drzewa o nazwie ałycza. Podobno mirabelki szczepi się na ałyczy, no i te ostatnie dojrzewaja we wrześniu.

Ja pozbierałam i zerwałam owoce już teraz, pestki nie odchodzą nawet w zupełnie miękkich owocach, czyli wiele wskazywałoby na to, że tuż obok za polem, na skarpie, „mam  do dyspozycji” – ałyczę, a z niej…

…furę, bez wszelakiej chemi, zdrowych owoców, z których zrobiłam już „aceto au mirabell” – ocet owocowy, który zamierzam użyć do sałatek. Planuję zrobić tez wino i nalewkę, chociaż wina nie robiłam ponad trzydzieści lat, a nalewki wcale.

Wypestkowałam owoce (2/3 – 3/4 słoja), zdusiłam by puściły sok i zalałam wodą z cukrem(3 łyżki). Przykryłam i co jakiś czas( dwa, trzy razy dziennie)  mieszam owoce. Kiedy owoce opadną zleję ocet i zamknę w butelkach na kilka tygodni by dojrzał.

Jeśli ktoś ma okazję, to naprawdę warto wykorzystać te bogate  w witaminy C, E, A i B6, kwas foliwy, żelazo, wapń, potas, magnez, błonnik – owoce z uroczej śliwy o dla mnie słowiańsko brzmiącej nazwie – ałycza.