Nie chce używać chemii, więc codziennie morduję je ręcznie. Moje miłosierdzie kończy się na owadach, a raczej przed owadami, które krwiożerczo atakują mnie, lub niszczą moje rośliny. Oczywiście wszelkie lepy na muchy, tudzież inne zamęczające wynalazki wykluczam, owad ginie natychmiast, od packi…, lub, jak w przypadku tego chrząszcza, zostaje zmiażdżony w rękawiczkach.
Brązowy owad, chrząszcz – ogrodnica niszczylistka , to plaga mojego ogrodu.
Szkodnik ten zżarł już sporo liści moich truskawek i malin, a ich składane do ziemi larwy, podobne do małych pędraków mogą zabrać się za korzenie moich warzyw. Nie posiedzę też spokojnie w ogrodzie, paskudy obsiadają mnie, wplątują się we włosy… .
Ktoś poradził mi, żebym użyła pewnego środka chemicznego, chociaż gdzieś czytałam, że owada tego nie da się wytępić chemicznie. – „Nie użyję środka chemicznego, bo nie chcę przy okazji zabić innych pożytecznych owadów” – odpowiedziałam na tę że radę. – „NIGDY NIC nie będziesz miała, jeśli będziesz aż tak przewrażliwiona” – usłyszałam w odpowiedzi. – „Ten środek zabija tylko te chrząszcze, tylko one leżały dookoła, pszczół tam nie było…” – kontynuowali moi życzliwi doradcy.
„Tam” leżały tylko chrząszcze, bo pszczoły poleciały do domu i zapewne padły w drodze, albo w ulu, jeśli zostały tam wpuszczone…, pszczoły jeszcze chronią swój dom, gatunek,… nas. O ludzka bezmyślności… ! Że można zrobić oprysk chemiczne wieczorem i to bezpieczne, nie bardzo w to wierzę, to raz, dwa – nie wszyscy instrukcje dokładnie czytają i ich przestrzegają.
Tak, wysłaliśmy już do raju większość owadożernych ptaków i kuraków typu bażant…, teraz owady zżerają nas i nasze rośliny, jeszcze trzeba nam wysłać tam pszczoły i inne pożyteczne owady, a będziemy mieli WSZYSTKO.
Zastanawiam się…, może uratuję jakąś kaczkę, kurę, a ona uratuje mój ogród… .