Kiedy potrzebowałam zdrowej diety, by mieć siły do pracy, jak zawsze u mnie – tytułem przeznaczenia, trafiłam na stronę witarian… Niemal natychmiast zdecydowałam się wtedy na surową dietę roślinną i nie szukałam linków, dowodów… . potwierdzających, że ta dieta jest najwłaściwsza, najlepsza dla człowieka…, dla mnie. Przekonali mnie o tym sami witarianie tym, co piszą i jak piszą, jacy są, jak patrzą na świat… . Kilka lat temu na stronach witarian, poczułam się, jak w innym świecie, innym porządku… i od razu poczułam, że jest on właściwym, najbardziej odpowiednim dla świata, najlepiej zharmonizowanym z naturą… . Wszystko w nim jest proste, jasne, logiczne… . Naturę należy pozostawić naturze, ona sobie poradzi, jeśli tylko „rozumny” człowiek jej w tym nie przeszkadza.
Moje wielkanocne jajka będą witariańskie.
Majonez do nich będzie ze ze zmiksowanych blenderem nerkowców. Dzisiaj na śniadanie zjadłam takie jaja ze sosem z musztardy i śmietany sojowej, były pysznie. Smaku jaj – owocu avocado, jeśli komuś go brakuje, może nadać sól himalajska, czarna, a sos może być w stylu tatarski… . Odpowiednie do spożycia avocado, powinno być niezbyt twarde, ani nazbyt miękkie, przy lekkim naciśnięciu, powinno sprężyście się uginać.
Nie potrzebowałam linka, kiedy spłynęła do mnie informacja, na potwierdzenie, że herbata ze sosny jest dla mnie dobra i będzie mi smakować. Że sosny, obok których wyrosłam są mi bliskie, przekonałam się, kiedy los rzucił mnie za granicę. Gelsenkirchen jest miastem zieleni, jednym wielkim parkiem, ale dominują tam drzewa liściaste, sosny są rzadkością. Rosną pojedynczo, posadzone przez ludzi – prywatnie, najczęściej słabe, niewielkie, chociaż zdarzają się nieliczne, piękne okazy, mimo, że podłoże im tam podobno nie sprzyja. Każda napotkana sosna, nawet ta najmniejsza, wydawała mi się niezwykle piękna, piękniejsza od wszystkich innych drzew…, przypominała mi dom, za którym tęskniłam. Tutaj wojujący przeciwnicy diety roślinnej zapewne wysuną jeden z koronnych argumentów, że rośliny też czują, że je – niby kocham, a jednocześnie obrywam im igły na herbatę…. Owszem, rośliny czują, ale złą energię, złe intencje…, mają zdolność przekazywania, zarówno dobrej, jak i złej energii, ale kiedy pielęgnujemy, przycinamy je… z miłością, pięknie „rozkwitają”… .
Nie potrzebuję linka, by potwierdził mi, że pieczarka, wystawiona na słońce, wytwarza wit. D. Wystawiam pieczarki na słońce, a one po chwili zmieniają kolor, dostają złotawych przebarwień i to mi wystarcza.
Fajnie, że wielu wegan, ma pasję i poszukuje uzasadnień dla diety roślinnej, by przekonać ludzi, którzy niestety nie umieją obyć się bez mięsa, jajek… . Moją pasją są poszukiwania, a raczej jest otwarcie się…, w kierunku – tu i teraz – JA – nie krzywdzę, zmieniam świat, a zaczynam od siebie. Nie zabijam, nie przyczyniam się do zabijania, krzywdzenia…, ani dla siebie, ani dla nikogo innego. Co do tego, że karmienie jednego zwierzęcia drugim przez człowieka jest przeciw naturze, ostatecznie przekonują mnie osoby( nie wszystkie), które to robią, ich zachowanie, agresja…. .
Kiedy ostatnio na jakieś grupie, próbowałam bronić chłopaka, który karmi swojego psa roślinami, pewna Pani zareagowała argumentem „…gadaj do du.py, a gó.no się odezwie”, bo najlepszy dla psa jest barf, a karmiącym roślinami powinno się odebrać zwierzęta, karać ich… . Wydaje mi się, a raczej jestem tego pewna, że ten trendy barf, nie jest niezbędny, dla psa, a niestety tak mocno szkodzi jego Pani, która sama mięsa podobno nie jada, ale swoich przekonań nie wciska psu. Kontakt z tymże barfem, wyraźnie Panią skrzywia.