Placki były dzisiaj wyjątkowo pyszne, bo niestety nie z polskich ziemniaków, jakkolwiek niepatriotycznie to nie zabrzmi. Zawsze, kiedy przyjeżdżam do Niemiec, objadam się ziemniakami, które tutaj bardzo mi smakują i co ważne po ugotowaniu nie sinieją. W Polsce gdziekolwiek kupię ten produkt, na targu, czy w sklepie…., niestety mi nie smakuje, a przede wszystkim zawsze sinieje. Jak przypuszczam i jak jeszcze pamiętam, wynika to z nieprzestrzegania zasad uprawy ziemniaka. Ziemniak może sinieć co najmniej z dwu powodów, jeśli zbyt długo uprawia się ten sam gatunek, nie zmienia się sadzonek na danym gruncie, albo przesadza się z nawozami sztucznymi, dochodzi jeszcze wyjałowiona gleba….itd.
Te ziemniaki gotowałam wczoraj, te, które kupuję w Polsce sinieją, jak tylko zaczynają stygnąć.
Surowe, potarte ziemniaki także pozostają żółciutkie.
Placki z takich ziemniaków są pyszne w smaku i nie szare, a złociste.
Do potartych ziemniaków ( ok. 1 – 1/5 kg) dodałam tylko dwie cebule potarte na dużych oczkach, łyżkę mąki bezglutenowej, uniwersalnej ( opcjonalnie mąka ziemniaczana), dwie łyżki mąki z ciecierzycy + sól. Smażyłam na oleju kokosowym.
Na pierwsze była zupa z brokułów.
Do garnka wrzuciłam końcówki ziemniaków, których nie udało mi się do końca potrzeć na ciasto do placków, dwie pokrojone cebulki, ząbek czosnku. Całość lekko przesmażyłam na dobrej oliwie.
Później dolałam wody, wrzuciłam resztę brokuła i dwie marchewki. Warzywa ugotowałam do miękkości, po czym wyjęłam marchewkę, a resztę warzyw zmiksowałam blenderem na krem. Zupę doprawiłam jeszcze sosem sojowym, suszonymi, mielonymi warzywami, zielonymi koperkiem, pietruszką, a marchewkę pokroiłam w kosteczkę. Wlałam też nieco śmietany sojowej.
To, co jeszcze mi się tutaj w Niemczech podoba, to co najmniej kilka gatunków ziemniaka do wyboru w jednym sklepie.