Sprzątaczka Lucy – tolle Frau.

Kiedyś dziennikarka pewnej małej gazety lokalnej,  zapytała mnie między innymi, jak jestem postrzegana w moim środowisku. bo weganka, na wsi…..? Uznała temat, za „dobry” na artykuł na jakąś tam, kolejną stronę małego dodatku tygodnowego.

Odpowiedziałam, że różnie to bywa, , bo rzeczywiście różnie z tym postrzeganiem mojej osoby jest, chociaż dla mnie samej to, jak  kto mnie odbiera, nie ma  istotnego znaczenia.

„- Skoro jej to służy?”- mówi dalsza rodzina, sąsiedzi….. Niektórzy pomijają niewygodny temat milczeniem, a ja sama nie chodzę po wsi i nie wołam – jestem weganką, tym bardziej, że już coraz więcej mam wątpliwości co do  kwalifikacji mojej osoby w tym względzie, dlatego wolę nazwy weganka nie używać, by, jak to gdzieś napisano: nie psuć opinii innym, „prawdziwym” weganom.

Tak naprawdę nie jest ważne , jak jestem postrzegana. Ważne, jak ja sama się czuję,  a  czuję się inna, obca, samotna….., ale akceptuję ten stan, godzę się z nim….  Paradoksalnie jestem bardziej obca w domu, w rodzinie, w Polsce, niż za granicą, gdzie jestem po prostu – obca, z innego kraju. Dla pracodawców niemieckich,  Putzfrau – weganka,  jeszcze tym razem tego określenia użyję , to  powód do chwalenia się, nawet dumy …. . Na domiar niezwykle pracowita, miła…. . „- Pracuje, jak koń……, ta moja perła…..” – często to słyszę. Dzisiaj pewna starsza pani, mieszkająca już w domu seniora, obdarowała mnie wegańską czekoladką z orzechami. Zadała sobie trud i nabyła oznaczony,  wegański produkt.

Już niejednokrotnie pisałam, że nic w moim życiu nie dzieje się bez przyczyny, a moje życie przeplatane niezliczonymi, dziwnymi „zbiegami okoliczności”, może być, dla mnie jest – dowodem na istnienie przeznaczenia. Zanim zmuszona byłam wyjechać za granicę, dość długo szukałam możliwości dorobienia do mojej niewysokiej emerytury w Polsce, ale ciągle spotykałam się ze „ścianą” w tym względzie. Pewnych prac nie umiałam, nie chciałam wykonywać, bo nie umiem niczego, nikomu „wciskać”, sprzedawać piasku na pustyni,  naciągać na kredyty……..

W końcu przeznaczenie rzuciło mnie do Niemiec, gdzie jeszcze do dzisiaj wykonuję, ale od pewnego czasu już tylko częściowo, jakby to określił pewien polski fizyk Jan Pająk – pracę z wyższego poziomu oświecenia. Sprzątanie,  to nienarzucająca niczego, nikomu, uczciwa praca – dająca czyste pieniądze, a z wyższego poziomu oświecenia, bo pozwala swobodnie myśleć. To właśnie ta ciężka praca doprowadziła mnie do odrzucenia – wyłączenia produktów zwierzęcych z mojego życia, z mojej egzystencji.

Na początku sprzątałam klatki. Wspinanie się po schodach na dziesiątki pięter, potem sprzątanie…..wymagało wiele sił, a ja nie jestem już najmłodsza, więc szukałam sposobu na lepszą kondycję, zdrowie…. . Gdzieś przeczytałam, że rewelacyjnie działa surowa dieta roślinna, spróbowałam – podziałało.

Po dwóch, trzech miesiącach stosowania tej diety, zauważyłam, że coś się we mnie zmienia, łatwiej, lżej mi się myśli, na zaczepki szybciutko znajduję riposty… . Poza zwiększoną energią, doznałam też wyraźnego powiększenia świadomości i nie chciałam tego stracić, więc pozostałam na diecie roślinnej, ale zaczęłam jeść gotowane warzywa, kasze, bo na samej surowiźnie byłam zbyt szczupła. Zauważyłam też, że bardziej zaczynam się interesować sprawami zwierząt. Kilka klatek  filmu z rzeźni,  emitowanego przy okazji sporu o ubój rytualny w Polsce spowodowało, że podjęłam nieodwracalną decyzje, że do dawnej diety już nie wrócę, a  pójdę jeszcze dalej i wyłączę, na ile to tylko możliwe,  wszystkie produkty odzwierzęce z mojej rzeczywistości.

Kim dzisiaj jestem? Sprzątaczką Lucy. Tolle Frau – tak mówią Niemcy, a co tam, niech będzie nieskromnie. Matką. Babcią. Osobą świadomą – starającą się rozwijać, budować swoją świadomość. Moja religia, to NIE ZABIJAJ, NIE ZADAWAJ CIERPIENIA. Dla mnie nie zabijaj, to nie zabijaj, więc nie zabijam, ani dla siebie, ani dla nikogo innego.

Ten kot podobno jest na diecie roślinnej, to zdjęcie zrobiono, też podobno,  po ośmiu latach tejże diety. Podobno też,  koty na diecie roślinnej wolniej rosną, ale tylko tyle, więc czy warto, należy…… poświęcać życie innych istot…… .????????  Że tylko podobno? Czy życie cieląt, krów…. nie jest warte by spróbować poszukać innych, alternatywnych możliwości, sprawdzić……, najpierw stopniowo, po trochu zmieniając dietę tym niezwykle ciekawym istotom.

http://weganizm.blox.pl/html/1310721,262146,21.html?1001017

To nie mięso, ani karma dla kota, czy psa…, to cudowna, czująca istota.

Czy jestem osobą wierzącą? Wierzę w Miłość. Wierzę w lepsze jutro. Ktoś ostatnio powiedział, że Edenu biblijnego i tak nie będzie…, jest, jak jest. Oczywiście można tak sądzić,  jeśli uparcie podcina się gałąź,  na której się siedzi,  w takim razie można jedynie oczekiwać,   że się spadnie, kwestia tylko – kiedy. Ja wiem, ufam, że raj nastąpi, musi nastąpić, bo wspomniana gałąź już długo nie wytrzyma.