Mój dzisiejszy dzień pracy rozpoczął się od panicznego poszukiwania kota. Zdążyłam tylko zmienić pościel i umyć okno w sypialni, kiedy właścicielka mieszkania i całej kamienicy, wróciła z piwnicy, a widząc otwarte drzwi do ogrodu od razu zapytała o swego, rasowego ulubieńca. – „Przecież moskitiera jest zamknięta” – zauważyłam już lekko zdenerwowana. – „To, to on sobie mógł otworzyć” – odpowiedziała moja niemiecka pracodawczyni. – Zamknąć za sobą też? – próbowałam uspokajać, choć już przeleciało mi przez myśl, że drzwi moskitiery mogły się same zatrzasnąć. Po ok. 10 minutowych, wspólnych poszukiwaniach, w lęku, panice, nerwach…, całego mieszkania, klatki…, kot się odnalazł. Siedział sobie cichutko w sypialni, w szafie, pod płaszczami i żeby było trudniej… za pudłami.
Mam klucze do mieszkania i całej kamienicy, więc weszłam sama i gdyby – nie daj Boże – kota nie było, niewątpliwie winowajczynią byłabym ja.
To właśnie jest element cieni i blasków posiadania – zniewalania zwierzęcia w domu. Strach, obawa…., kiedy ktokolwiek, prócz właściciela pojawia się w domu, bo nie jest stąd, nie ma wyrobionego nawyku, żeby w każdej chwili, w każdym momencie pamiętać, że drzwi natychmiast trzeba za sobą zamykać, okna zbyt szeroko nie uchylać……
Sprzątałam jeszcze kilka godzin i zastanawiałam się nad tą szczególną w moim pojęciu „miłością” człowieka do zwierzęcia. Miłością, która zniewala i narzuca innej istocie życie, według swojego widzimisię. Wspomniany kot wychodzi na zewnątrz tylko w klatce, do weterynarza. Od urodzenia zamknięty jest w „złotej, trochę większej klatce”, służąc człowiekowi za żywą maskotkę, zabawkę…… Te kilkadziesiąt metrów, to cały jego świat, słońce widzi tylko przez okno, traw, drzew, kwiatów….nie widzi wcale, Matki Ziemi nie dotyka nigdy, ale człowiek przecież go „kocha”. To dzięki człowiekowi jest rasowy, dzięki człowiekowi jest w ogóle. Dzięki człowiekowi, wszystko, co musi robić, to siedzieć, leżeć na kanapie….nie musi walczyć o przetrwanie. W naturze udałoby mu się upolować jedynie mysz, może przy odrobinie szczęścia ptaka, małego królika……, a tutaj kochająca mamusia, tatuś – człowiek, dbają, dostarczają wszystko, co najlepsze. Nie wahają się wyrwać serc, innym istotom, by ich wybrany pupil miał w miseczce wszystkie „niezbędne składniki do życia”.
Około roku sprzątałam klatki schodowe. Wielogodzinny płacz, skowyt………zwierząt przybitych do drzwi od wewnętrznej strony w mieszkaniach, bo Pani, pan…. poszli na cały dzień do pracy, to była dla mnie codzienność. Serce pękało.