Te roladki, to zawinięte w liście kapusty pekińskiej, ugotowane i posiekane kotlety sojowe + szpinak, pieczarki, seler, suszone mielone warzywa, pieprz, sól i por.
Na patelnię z tłuszczem wrzuciłam posiekanego pora, potartego na dużych oczkach małego selera i przesmażyłam. Dorzucam do tego kilka pokrojonych pieczarek i wcześniej odgotowane według przepisu, posiekane, pokrojone w dość drobną kostkę – kotlety sojowe (10 -15 dag suchych), może tez być kostka sojowa. Jeszcze raz przesmażam wszystko z mielonymi, suszonymi warzywami i na końcu dodaję 3 kulki mrożonego szpinaku. Kiedy szpinak rozmrozi się i też lekko przesmaży z całością, doprawiony solą i pieprzem farsz jest już gotowy.
Tak, jak w przypadku gołąbków : https://lucyostrachu.pl/2016/10/golabeczki/ obcinam końcówkę grubych liści, ściągam 12 liści ( na sześć roladek) i gotuję je w wodzie ok 5 min. Po wyjęciu – na dwa złożone, zaczynając od grubszych stron – liście, nakładam farsz, nieco inaczej, niż w przypadku gołąbków, bo prawie na całości, wolną zostawiając tylko cienką końcówkę liści. Takie roladki można smażyć, dusić na patelni, albo chwilę piec w piekarniku, do miękkości i lekkiego zrumienienia kapusty.
Sos to przesmażone w garnuszku z grubszym dnem: cebula, czosnek, pomidor, przecier pomidorowy, mielone suszone warzywa( Vegeta takie ma bez chemii), zalane później wywarem z kapusty, zmiksowane blenderem i doprawione syropem klonowym, ewentualnie cukrem, pieprzem bazylią.
Gotowe roladki można zalać sosem i zapiec w piekarniku. Podać je można z ziemniakami puree ( z mlekiem kokosowym) i surówką. Surówka – pokrojone: reszta liści kapusty, sałata lodowa, 1 – 2 kiwi, cebulka, potarta na dużych oczkach marchewka + sos cytrynowy. Sos – sok z jednej cytryny, tyle samo oliwy, pieprz sól, syrop klonowy ( lub cukier), potarty, zmiażdżony ząbek czosnku, pokrojone drobniutko: kawałek zielonego ogórka, mała cebulka, koperek. Wszystko energicznie wstrząśnięte w zamkniętym słoiczku.
Na deser mogą być lody. No właśnie, może nie pora na lody, ale te tak mi smakują, ze zajadam się nimi niemal codziennie. O wegańskie, bezglutenowe i bez oleju palmowego, gotowe przysmaki, niestety nie jest łatwo, a te lody dostępne są w naszym wiejskim Lewiatanie. Pyszny mus jagodowy + mus bananowy, bez żadnych składników zwierzęcych. Chyba coś się zmienia na lepsze (?), albo ja lepiej ostatnio widzę, bo śmietana sojowa na półce w tym samym sklepie niemal mnie „zamurowała”. Co prawda 250 g. w cenie około 7 zł ( w Niemczech ta sama – niecałe euro i zarobki inne), ale jest.
Gardło mnie od tych lodów nie boli, bo chronią mnie goździki. Gdzieś w sieci przeczytałam, że to takie proste – żuć goździka, lub dwa, jak gumę do żucia. Tak więc – po lodzie – goździk….. . Goździki prawdopodobnie chronią przed infekcjami w ogóle. Wszyscy dookoła mnie byli ostatnio przeziębieni i to długo, mnie nic nie brało. Niestety moi bliscy nie lubią goździków. Podobno to jest tak, że jeśli nie lubimy goździków, to tak naprawdę mamy nieproszonych gości, które ich nie lubią. Ja też nigdy nie lubiłam, ale się „przemogłam”. Ostatnio zawsze mam w kieszeniach jakieś goździki. Kiedy kichnę – goździk. U mnie to działa – chyba, a może jestem po prostu odporną weganką.