„Zatańcz ze mną” z Richardem Gere , Susan Sarandon i Jennifer Lopez, w rolach głównych, to „fajny” film na świąteczny wieczór. Tańcząco – ciepły, trafiony, jakby specjalnie dla mnie, bo uwielbiam – i klimatyczne ciepło – i taniec, który gdzieś tam pląsa w moich marzeniach.
Jeden tylko króciutki fragment tej romantycznej komedii, zakłócił mi przyjemną atmosferę – wieczoru w fotelu, przed ekranem mojego małego telewizorka. Moja „dusza” wrażliwca, albo jak twierdzą co niektórzy – fanaberia nadwrażliwca, zawsze wyławia podobne kwiatki z kolcami, jak ten, kiedy bohaterka filmu, nauczycielka tańca, Paulina ( Jennifer Lopez) płacze rzewnymi łzami, bo przejeżdżający samochód poplamił jej ulubiony płaszcz z naturalnej skóry, opatrzony naturalnym futrem. „- Nic się z tym nie da zrobić, to naturalny zamsz” – szlochała zwracając się do swego ucznia Johna (Richard Gere), na co ten chcąc pocieszyć miłą sercu panią od tańca, płodzi złotą myśl: „- Zawsze zastanawiam się, dlaczego krowy taplają się cały dzień w błocie i nie są poplamione?”
Ta – „normalna” mentalność, „normalnego” człowieka, nie wiadomo – żartem, czy serio, potrzebuje się zastanawiać nad prostą rzeczą, dlaczego krowa trwale nie plami swojej własnej – żywej skóry, a dlaczego ta sama skóra plami się, kiedy po zdarciu z nieszczęsnej ofiary, ktoś założy ją, już, jako nie swoją własną, a cudzą – martwą skórę. Paulina w końcu jakoś poradziła sobie z plamą tworząc coś w rodzaju – „farbowanego lisa”, dość częstego zjawiska w społeczeństwie cywilizowanego człowieka.