Z okazji dnia wiedźmy, gdzieś pod jakimś wpisem na Facebooku przeczytałam, że kobiety dzielą się na te, które chcą wiedzieć – wiedźmy i na te, które wiedzieć nie chcą, czyli niewiasty. Żartem, czy zupełnie serio – z kwalifikacją własnej osoby nie miałam żadnego problemu, bo zdecydowanie chcę wiedzieć i wiedzy z wzajemnością poszukuję. Większość ludzi, jak sami twierdzą nie chcą wiedzieć, czym na przykład jest i skąd pochodzi ich jedzenie, rzeczy, które noszą na sobie, ……. ? Dlaczego do ich domu zawitały mrówki, mysz……? Chcą wygodnie – tu i teraz korzystać z tego co im jest dostępne i nie myśleć za dużo, „bo od myślenia tylko głowa boli”. Ja natomiast, jako szanująca siebie – wiedźma – chcę to wszystko wiedzieć, bo wiedza ta dotyczy innych istot, których prawo do istnienia także powinnam uszanować.
Całkiem niedawno, którejś nocy nie dało mi spać dwoje „nieproszonych” gości. Najpierw była to kuna, która od dość dawna mieszka na oddzielnym, nieużywanym strychu. Przedostała się na strych nad moją sypialnią i okropnie hałasowała na rozłożonym tam styropianie. Nielekko zirytowana myślą, że – mało to jej jednego strychu – postukałam, a raczej przywaliłam pięścią w panele tworzące ścianę i ku mojemu zaskoczeniu hałas niemal natychmiast ucichł. Dalej znowu próbowałam zasnąć, ale coś małego przeleciało mi po poduszce. – „Rob sobie co chcesz, ale daj mi spać” – pomyślałam już mocno znużona. Mysz jednak nie zamierzała tego zrobić, bo wpakowała się do kartonu z opakowanymi w szeleszczącą folę kotletami sojowymi – zakup, który wieczorem zapomniałam uprzątnąć. -„No tego już za wiele – pomyślałam. Niewiele myśląc – wstałam i o świetle księżyca chwyciłam karton z zakupami i więźniem, wyszłam na taras, wysypałam całą jego zawartość na posadzkę, po czym pozbierałam – oczywiście tylko kotlety. Mysz – nie wiem czy tę samą usłyszałam już następnej nocy, ale obok, na strychu. Załóż łapkę? – usłyszałam od starszego syna. Jaką łapkę? A cóż mi to małe, cudne stworzenie uczyniło, żebym mu miała życie odbierać? Teraz dam jej skórkę chleba. Na wiosnę się wyniesie……. . A może nie?
Ponieważ chcę wiedzieć, wiedzy poszukuję, to i ona także z wzajemnością, wedle potrzeby odnajduje też mnie. Dzisiaj w Niemczech usłyszałam opowieść byłego polskiego górnika, o tym, jak to myszy są szanowanymi gośćmi w kopalniach. Górnicy wiedzą, że jeśli myszy uciekają to oni natychmiast też powinni, bo one wcześniej niż ludzie wyczuwają tąpnięcia. Jeśli mysz nie ucieka, to jest bezpiecznie. Kiedyś mysz wpadła temuż górnikowi do otwartej butli z napojem. Gdyby mężczyzna natychmiast nie rozbił naczynia, zwierzątko niechybnie by utonęło. W pierwszej chwili mysz w popłochu uciekła, ale po pewnym czasie, zaciekawiona powróciła do człowieka, który uratował jej życie. Obdarowywana okruchami chleba jeszcze długo, ku uciesze górnika kręciła się w pobliżu.
Kiedy przez mój pokój uparcie maszerowały skrzydlate mrówki, znowu dotarła do mnie informacja, że walka z nimi nie ma sensu. To ich okres godowy. Taką właśnie obrały trasę, a nosi je prawo wszelkiego życia. Mogę tylko przeczekać tę kłopotliwą inwazję, a w następnym roku uszczelnić podłogi.
Wczesnym latem na moje grządki zawitał kret, pomyślałam o nim sercem, jak o pociesznym zabawnym kreciku – „Ach jo” z czeskiej bajki. Wbiłam kij z plastikową butelką w ziemię i stukając w tą butelkę powiedziałam do kreta – już tonem wiedźmy: – „Tylko mi tu niczego NIE NISZCZ! Pracowite zwierzątko całe lato kopało między cukiniami, buraczkami, pomidorami…………, spulchniało zbyt twardą ziemię, którą zakupiłam tej wiosny i nie uszkodziło korzeni ani jednej z tych roślin.