Wiele razy zastanawiałam się, czy u mnie we wsi są jacyś weganie, albo przynajmniej jedna osoba, która odrzuciła mięso. Wczoraj, kiedy przeglądałam półkę z tak zwaną zdrową żywnością znowu spontanicznie powrócił do mnie ten temat. Mleko sojowe, ryżowe, paprykarz roślinny, kotlety sojowe……., tutaj? Ktoś to kupuje?
Więc tytułem: „Kto pyta nie błądzi” zapytałam jedną z ekspedientek, pokazując zdjęte z półki pudełeczko z paprykarzem roślinnym: Czy wam to schodzi? Ktoś to kupuje? Myśli Pani, że są tutaj we wsi jacyś są weganie, albo wegetarianie….? – „A, to z półki ze zdrową żywnością… tak czasami to kupują, są teraz tacy różni….., o – mój brat jest na przykład bezglutenowy – o… .” – o – chyba nie zostałam do końca zrozumiana.
Płacąc za towary znowu zapytałam o to samo młodą, ładną dziewczyną, stojącą przy kasie i tu spotkała mnie miła niespodzianka: – Oczywiście, że to schodzi….., sama to kupuję, od przedszkola nie jem mięsa. Przyszedł taki moment, że za każdym razem, kiedy brałam go do buzi, rosło mi tam…… i nawet wymiotowałam.
-A mleko ? – zapytałam. – „Mleko i jego przetwory tak” – stwierdziła w „oczywistym tonie” dziewczyna
-Ja mleka też – nie – odparłam z nutką rozczarowania, – Dla mnie to też cierpienie zwierząt.
– „Ja pochodzę z gospodarstwa. Moi rodzice żyją z produkcji mleka. Nasze krowy biegają po łące……” – opowiadała dalej moja rozmówczyni.
Ja też pochodzę z gospodarstwa – próbowałam przedstawić własne wspomnienia. . Pamiętam krowę, na łańcuchu w letni upał, dręczące ją muchy, gzy….. . Płaczące cielęta, separowane, bo mleko „nie dla nich”, one przeznaczane na rzeź ….., ryczące za nimi matki – krowy…… .
-„U nas się nie zabija się cieląt…., dopiero dorosłe byki idą na rzeź”- wyjaśniała usprawiedliwiająco dziewczyna.
Dobrze to znam. Dorosłe byki idą na rzeź, bo zapewne jest sporo ziemi, łąk, paszy….., więc ułaskawienie na kilka miesięcy jest zwyczajnie opłacalne.
– Ciesze się, że mogłam panią poznać – zakończyłam rozmowę wyrażeniem zadowolenia ze spotkania z osobą, która jako dziecko definitywnie odrzuciła mięso. Widziałam filmiki w internecie z małymi dziećmi, które nagle z niewiadomego powodu buntują się, nie chcą jeść mięsa i mam już powód, żeby zakładać, ze te historie są prawdziwe.
Już od dość dawna staram się „czytać Świat” i jego przekazy, więc dla mnie zjawiska typu – choroby wściekłych krów, zarazy….coraz częstsze u ludzi nowotwory, małe dzieci, które nagle nie chcą jeść mięsa…. są informacją od Świata dla człowieka, że powinien zaprzestać udręczania istot podobnych do niego samego, bo zostanie do tego PRĘDZEJ, CZY PÓŹNIEJ zmuszony.
Jeszcze wczoraj opowiedziałam mojemu młodszemu synowi o spotkanej dziewczynie. Matka nie bardzo go jeszcze umie przekonać do weganizmu, ale historia znanej mu dziewczyny chyba dała mu do myślenia, bo wieczorem usłyszałam z jego pokoju: – „Mamo – możesz mi otworzyć drzwi?”
Syn trzymał w dłoniach złapaną muchę i zamierzał ją „humanitarnie” wypuścić na zewnątrz. No z muchami, które uporczywie wysysają mi krew to ja się już nie „certolę”. Oczywiście nie używam lepów, ale packi owszem. Wypuszczona na zewnątrz mucha, która w listopadzie nie śpi i tak nie ma szans na przeżycie.
To mały „fast foodzik” – przegryzka dla bezglutenowej weganki dostępna w tutejszym w sklepie Lewiatan, na szybko, zamiast śniadania na przykład.