Kocha się za nic – szanuje się za coś.

Ktoś poczęstowany przeze mnie ostatnio wegańskimi potrawami uznał je za smaczne, stwierdził, że mógłby je jeść, ale sam nie będzie się” w to bawił”. W swej wypowiedzi dorzucił jeszcze , że trawa też czuje, „coś tam” o wyborze i że każdy powinien ten wybór uszanować.
Szanuję w człowieku wszystko, co warte szacunku, na przykład pracowitość, troskę o rodzinę, ….. i wiele innych rzeczy, ale u tego samego człowieka, nie uszanuję już wyboru z wygody, będącego czyjąś krzywdą. Jeśli szanuję człowieka, to nie za to, że w ogóle jest, ale za coś.  Można kochać  za nic, ale  szanuje się za coś, co  zależy od tego człowieka i jest wynikiem jego wysiłku, oczywiście tego pozytywnego, bo przecież nie możemy, nie powinniśmy szanować zbrodniarza, za jego zbrodnie.
Że nie należy oceniać ludzi po tym co mają na talerzu?. Dlaczego nie? Przecież, to, co mamy na talerzu wiele o nas mówi, jeśli nie wszystko. Mówi o nas to  najważniejsze w naszym życiu.  Czy obchodzi nas czyjeś cierpienie? Czy dbamy o nasze zdrowie, środowisko? Czy w swym egoizmie, tym, co spożywamy,  nie „pracujemy”  na to, żeby ktoś inny później dla nas, kiedy uczepieni prześcieradła, rozpaczliwie będziemy trzymać się życia,  będzie musiał się poświęcać, targać na wózek, zmieniać pieluchy itd…, tylko dlatego, że nam ma być tu i teraz wygodnie.

Ktoś jeszcze zapytał mnie, czy ma zerwać kontakty z całą rodziną, babcią, która je mięso……. .  Absolutnie nie. Wystarczy swoją osobą konsekwentnie wyłącznie przez miłość pokazywać, że można inaczej. To wiele zmienia, zmusza do myślenia. W mojej całej rodzinie tylko ja jestem weganką, już babcią – weganką. Moja konsekwencja i jednoznaczne samookreślenie powoduje wiele dyskusji przy różnych okazjach, nawet kiedy mnie przy tym nie ma. ” – Ja zostanę weganinem po pięćdziesiątce……..” – np. to zdanie dobiegło do mnie z ogrodu, gdzie mój syn gościł kolegów przy grillu. Moja rodzina siada ze mną do wegańskiego stołu, smakuje im, ale niestety jeszcze z powodu wygody nie chcą wiele zmieniać, a ja mam wrażenie, że żyję po to, by ich przekonać do zmiany stylu życia, bo tylko wtedy będę o nich spokojna, tylko wtedy będę mogła wrócić – skąd przybyłam.

Jeszcze kupiłam sezonową (tej uprawianej poza sezonem raczej powinniśmy unikać i korzystać z jej przetworów) paprykę, w cenie 3, 50 zł. za kg, więc ją nadziałam kasza jaglaną z warzywami i pieczarkami. Ugotowałam ćwierć kilo kaszy jaglanej(gryczana,  tez może być) na sypko(al dente). Wymieszałam ją z przesmażonymi warzywami: potarty seler, pokrojona papryka, cebula, szpinak…. i pieczarkami. Ciasto można zagęścić: zmielonym siemieniem lnianym, lub mąką owsianą, z ciecierzycy….. . Przyprawy: ostra papryka, tymianek……..

Umytą i naoliwioną paprykę nadziałam farszem i upiekłam w piekarniku na szklanej brytfance w 200 stopniach do miękkości papryki.

Taka paprykę można zjeść z jakimś sosem pomidorowym ( przesmażona cebula czosnek, pomidory, lub z nich  przecier, zioła, bazylia, tymianek, oregano..). Ja zjadłam je ze surówką z „nieba w gębie”:  https://lucyostrachu.pl/2017/10/jeszcze-raz-o-niebie-w-gebie/.  Biologicznie hodowanych warzyw nie trzeba koniecznie przyprawiać. Same w sobie są pyszne. Nasturcja, którą ciągle podjadam, jeszcze trwa w ogrodzie.