Żeby nie było, że weganie są monotematyczni, że tylko o jedzeniu potrafią…… , to dzisiaj trochę, o zjawisku Anioła Stróża i plamie ze smaru. . Myślę, że wiele z nas, jeśli nie wszyscy, mamy wrażenie, że takowego posiadamy, że ktoś – coś przy nas jest, że się nami opiekuje, a nawet nas prowadzi. Właściwie już od dziecka tę swoistą obecność czułam, ale nie do końca, a właściwie w bardzo niewielkim stopniu ją sobie uświadamiałam.
„Aniele stróżu mój…. . ” skądinąd fajną pozytywna modlitwę, bo tylko takie dzisiaj”dopuszczam”, dokładnie pod takim obrazkiem, wymawiałam ot tak sobie, bez większego zaangażowania, bo mnie jej nauczono,. Jednak wiele sytuacji w jakich się znalazłam w końcu uświadomiło mi, że jednak – „On zawsze przy mnie jest.”
Któregoś dnia, jakieś trzy lata temu, miałam fatalny poranek, goniłam za swoimi przyziemnymi sprawami, wszystko mi szło „pod górkę”, zapomniałam jakiś kluczy, wracałam się…. korek, zamknięty szlaban, wszystko naraz, a ja się tak spieszyłam. W końcu moje napięcie dobiegło zenitu i się rozpłakałam…, ze złości oczywiście. Płakałam, złorzeczyłam Stwórcy…., że za co, że przecież się staram. Kłóciłam się z Nim, zapominając, że jest On harmonią( A. Einstein), że w w tej histerii i tak do Niego nie „dotrę”. Siedzę za kierownicą, ryczę…. i ślepa od złości. łez….. nie widzę, że od dłuższego już czasu jakiś kierowca, po mojej prawej, macha do mnie, wstrzymując znacząco ruch, żeby mnie przepuścić. Gdyby sytuacja w tym samym miejscu, nie powtórzyła się jeszcze raz, choć już przy mniejszej rozpaczy, zapewne nigdy nie pomyślałabym, że przez przypadkowego kierowcę pokiwał do mnie On, albo mój Anioł Stróż. Spieszyłam się denerwowałam, tylko po co, osoba do której próbowałam w takim pośpiechu dotrzeć i tak zaspała zmieniając przy tym wszystkie plany.
Kiedyś spieszyłam się na lotnisko, ale niestety trafiliśmy z przyjacielem na ogromny korek na autostradzie – ani się wycofać, ani do przodu. Wiele kilometrów przede nami i to, że posuwaliśmy się jedynie metr, po metrze wskazywało, że nie mamy szans zdążyć na samolot powodowało w nas ogromne napięcie, stres. Po dwóch godzinach w końcu przebrnęliśmy przez korek, a nerwy okazały się zupełnie niepotrzebne, bo samolot wyleciał ze znacznym opóźnieniem.
Innym razem samolot został odwołany, wróciłam do mieszkania, a tu na piecyku w pośpiechu pozostawiony garnek z kaszą, co prawda na 1, ale co byłoby po kilku dniach……? Wcześniej przez całą drogę zastanawiałam się, nie byłam pewna, czy garnek uporządkowałam, myślałam, czy nie zawrócić, denerwowałam się i znowu bez sensu, jak się okazało, bo nerwy niczego nie zmieniają, tylko stan naszego zdrowia.
Często zdarza się też, że Anioły Stróże wykonują swoją „drobną robotę” przez nas. Całkiem niedawno na pewnym parkingu pewna młoda kobieta rozpaczała, że została 'zablokowana” i nie może z dzieckiem odjechać, a tak bardzo się spieszy. Ktoś bezmyślnie zostawił wielką przyczepę – ot na środku parkingu, blokując wyjazd kilku samochodom. – Akurat Pani powinna wyjechać – stwierdziłam zadziwiająco spokojnie i autorytatywnie, chociaż sama nie jestem mistrzynią w manewrach na parkingu. – To niemożliwe – próbowałam kilka razy – zapewniała kobieta. Coś spowodowało, że spontanicznie stanęłam przed „trójkątnym żelaznym zaczepem” niby blokującym wyjazd i zapominając o tym, że pani może najechać mi na nogi, niczym instruktor nauki jazdy, stwierdziłam znowu niezwykle pewnie: – Ja tutaj będę stała, a Pani na pewno wyjedzie.
Przy mojej asyście Pani uwolniła się z „uwięzi” i uszczęśliwiona pojechała do swoich spraw , a ja zostałam z brudną plamą na spodniach od czarnego smaru z zaczepu. Anioł Stróż się ufajdał.
Oj.., plama nie od razu zeszła. Najpierw natarłam ją tłuszczem, odłożyłam na chwilę, później wyprałam w płynie do naczyń i odplamiaczu, ale rozmazana przez tłuszcz już na całej nogawce plama jeszcze była widoczna. Ulubione letnie spodnie do wyrzucenia – pomyślałam. No cóż taka cena, skutek uboczny – „zabawy” w Anioła Stróża, a lato się i tak skończyło….. Nie wyrzuciłam jednak ich od razu. „Intuicyjnie” wrzuciłam je do miski z wodą i płynem do naczyń, pomyślałam, że dam im jeszcze szansę i jutro dorzucę je do kolejnego prania. Następnego dnia resztki plamy schodziły przy lekkim potarciu dłońmi. Czyżby to mój Anioł Stróż zajął spodniami? Podobno aniołowie są też od drobnych spraw.
Może jeszcze mały wniosek – motto?: – Powinniśmy zawsze pamiętać o tym, że niepotrzebnie się denerwujemy, bo tam, gdzie w końcu mamy dotrzeć – zawsze zdążymy.