Czasami myślę, jak to jest w tym naszym życiu ze sprawiedliwością, bo , jak śpiewał Jerzy Połomski: „Jednemu los dał złota trzos, drugiemu gładkość lic, lecz bywa też tak, że czasem nie da nic….„, no właśnie, czasami nie daje nic, prócz cierpienia i nie chodzi tu o brak pieniędzy, czy urody, które często rzeczywiście szczęścia nie dają, ale o skrajne przypadki okrutnego ciężkiego losu, z którym wiele istot na tej Ziemi musi się zmagać. Jedyna sprawiedliwość, jaka mi wtedy przychodzi do głowy, to wcale nie to, że w końcu wszyscy umieramy, ale to, że pojawiamy się „tutaj” nie jeden raz, mało tego – z jakiegoś powodu sami wybieramy takie czy inne życie z całym jego „pakietem”, a Temida wcale nie jest ślepa.
Ciężko przeżyłam śmierć mojego ojca, katując się przy tym jego, od początku do końca – trudnym, ciężkim i pracowitym losem. Przez jakiś czas dość często miewałam złe sny z udziałem Taty, aż któreś nocy oznajmił mi, że: -” Już jest wszystko w porządku….., przeprowadziliśmy się(moja mama zmarła kilka miesięcy wcześniej) tutaj obok, niedaleko….” i złe sny się skończyły.
Niedawno odbierałam wnuka z „zerówki” i przytrafiła mi się niezwykle ciekawa historia: Rozmawiam z panią w klasie, wszystkie dzieci się krzątają, zbierają do wyjścia, tylko jeden chłopiec nie wstaje, a ja kątem oka widzę, że dziecko nie pierwszy raz już mi się ciekawie przygląda, swoimi dużymi, pięknymi, jasnymi oczami.
– A ja mieszkam za torami – nagle dobiega do mnie cichutki głosik chłopca.
– Mieszkam za torami – słyszę jeszcze raz.
-Znasz mnie? – pytam.
–Tak.
-Jak masz na imię? – pytam znowu, patrząc w oczy, które mi coś, albo kogoś przypominały, ale jeszcze nie wiedziałam co i kogo
–JANEK – to słowo, w piorunującym tempie ściągnęło i zebrało mi kilka informacji, myśli i odczuć w jedno, bo Janek miał na imię mój ojciec.
Właściwie już byłam „pewna”, że dusza mojego ojca powróciła w ciele tego chłopca, a to, czego się później dowiedziałam było już tylko dopełniłnieniem mojej wiary w tym względzie. Byłam pewna, że Janek musi być młodszy od mojego wnuka, który urodził się jeszcze za życia mojego ojca i tak też się okazało, bo chłopiec urodził się kilka miesięcy po śmierci taty. Mało tego, dziecko jest wnukiem mojego kuzyna i mieszka w tej chwili na części ziemi rodziców mojego ojca, do której tata był bardzo przywiązany.
Chłopcu dano na imię Jan, na cześć jego pradziadka, który urodził się w tym samym dniu, ale dziecko powtarza, że nie jest, ani Janem, ani Jasiem – jest Jankiem, a tak mówiono do mojego ojca.
Ja uparcie trzymam się wersji, iż Janek jest Jankiem i „zaczepił” mnie, chociaż zwykle nie zagaduje do dorosłych, bym mogła „go” rozpoznać( rozpoznać tę samą duszę, która mieszkała w moim ojcu) i np. cieszyć się tym, że tym razem Janek ma normalne dzieciństwo, nie jest, jak mój ojciec już, jako dziecko rzucony do pracy i osamotniony śpi gdzieś w stajni ze zwierzętami.