Przypływ świadomości.

Ewidentnym darem –  nagrodą, jaką daje  mi weganizm jest powiększenie świadomości i przy tym inne,  niż wcześniej postrzeganie świata, który stał się , a właściwie ciągle jeszcze staje się  dla mnie coraz bardziej czytelny , podobnie, bardziej czytelny stał się dla mnie mój  organizm, który jest częścią tego świata. Często, w różnych sytuacjach,  wyraźnie doświadczam   czegoś w rodzaju przypływu świadomości, jakby z głębi duszy.

Wykonywałam niedawno pracę u kogoś, komu urodziła się z utęsknieniem oczekiwana, upragniona córeczka. Nigdy wcześniej nie widziałam nikogo w tak szerokim zakresie i jednocześnie tak szczegółowo przygotowanego na przyjście dziecka na świat. Jeszcze przed urodzeniem nawet drobiazgi były ułożone tak, jakby nowy człowiek już był w tym domu. Wszystko musiało być szczególne, wyjątkowe, imię także musiało coś, a właściwie – wiele  znaczyć.

Kiedy ojciec dziecka stwierdził, iż mimo, że sam jest niewierzący, zamierza w ramach tradycji ochrzcić córeczkę, bo w świecie czyha tyle niebezpieczeństw,  a taki chrześcijański sakrament „odprawiony” w ramach tradycji mógłby być czymś w rodzaju, punktu zaczepienia, czy też formy Arki Noego w razie „nieoczekiwanego potopu” –  coś „kazało mi” zapytać: Dlaczego? Dlaczego chce pan już na starcie narzucić dziecku coś,  w co pan sam nie wierzy i już na starcie ograniczyć  wolność z którą się rodziło?

 

                  

Mężczyzna odłożył swoją pracę i dość długo rozmawialiśmy na ten temat. Chwilami miałam wrażenie, że ktoś inny mówi przeze mnie, bo z taką łatwością formułowałam  wiele, nawet dla mnie samej – nowych wniosków. Mówiłam o tym, że rodzice  powinni  strać się nie ograniczać istoty,  która do nich przyszła. Zamiast narzucać jej własne, często skrzywione –  ja, powinni uważnie przyglądać się, kto i  po co przybył do nich w ciele z ich ciała, w co został wyposażony i dlaczego właśnie ich wybrał na rodziców.   

Dzisiaj nowo upieczony ojciec powiedział mi, że  zamierza nie tylko bacznie obserwować swoją córkę, ale też pytać ją – i to nie jeden raz: –  Kim jest i po co do nich przybyła? Co do chrztu, to jeszcze go nie było, może ochrzci dziecko sam, bo chce, żeby imię było nadane uroczyście i coś znaczyło.

Ode mnie usłyszał, że imię, które nadał, tak, czy owak znaczy dokładnie tyle ile ma znaczyć, bo rodzicom tylko tylko  się wydaje, że wybierają dzieciom imiona, gdyż te są nam przeznaczone.

Mój wnuk jest indywidualistą i ciężko jest mu się podporządkować  obowiązującym normom  i wpasować w grupę w zerówce, do której zaczął w tym roku uczęszczać. Niestety obecny system wszelakich nacisków zabija w nas duszę  już od wczesnego dzieciństwa, a właściwie za sprawą rodziców – od  urodzenia.