Strach przed ośmieszeniem

„Los zwierząt jest dla mnie ważniejszy niż strach przed ośmieszeniem. Los zwierząt jest nierozerwalnie związany z losem człowieka.” – Emil Zola.

Strach przed ośmieszeniem, czyli „ – Co ludzie powiedzą?”. „ Ludzie” na temat mojego konsekwentnego weganizmu  mówią wiele różnych rzeczy, nie szczędząc przy tym żartów i drwin, na które ja raczej zawsze odpowiadam w sposób merytoryczny.

Ludzie: – Co ty właściwie jesz?

Ja: – Wszystko – co jadalne i wartościowe z wyłączeniem glutenu i wszystkich produktów pochodzenia zwierzęcego.

Ludzie: – To nienormalne.

Ja: – Jeśli normy są złe, wolę być nienormalną.

Ludzie: – To niezdrowe!

Ja: Nigdy wcześniej nie byłam tak zdrowa, jak obecnie – od czterech lat jestem na bezglutenowej diecie roślinnej. Wcześniej przez blisko 50 lat nie obce mi były : anemia, reumatyzm, zmiany nowotworowe o różnym charakterze, mniejsze, lub większe problemy skórne, niewyjaśnione problemy ze sercem itd. … .

Ludzie: – Rośliny też czują he, he….. .

Ja: – Oczywistym jest dla mnie, że rośliny, na zasadzie prawa wszelkiego życia, wyposażone są przez naturę w pewien sposób odczuwania i systemy obronne, aby chroniły się i rozmnażały. W jakimś sensie występujemy przeciwko naturze i krzywdzimy roślinę, zabierając jej życie zanim ona wyda nowe. Ten fakt jednak w żadnym razie nie przemawia za tym, aby hodować zwierzęta i żywić się ich mięsem. Pochodzę ze wsi i wiem dokładnie jak wiele ” tych czujących roślin pochłonąć musi  nic nie czujący  kawałek mięsa, który w jedną chwilę zostaje zjedzony, a całe jego życie staje się jedynie kolacją.

Nie zawsze byłam weganką, Tak naprawdę całe życie nią nie byłam, a szkoda, bo dziś wiem, jak wiele straciłam, ale o tym napiszę później.

Obiad
Mój dzisiejszy obiad. Boczniaki w roślinnej panierce, ziemniaki, surówka z kapusty pekińskiej i wegańska zupa tajska.

Podwórko
Nie mam nic przeciwko zniewalaniu  zwierząt w takiej postaci. Kicz – nie kicz, ale rodzaj miłości do zwierząt – ich samych nie krzywdzący.

Gęgawy
To zdjęcie zrobiłam dzisiaj rano, kiedy jechałam do pracy. Ten „ sielski widok” zawsze, kiedy go mijam napawa mnie smutkiem, bo „życie” tych pięknych zwierząt – wbrew naturze – od początku do końca zaplanowane jest przez człowieka. „ Życie”, które tak naprawdę nim nie jest, bo jest jedynie czekaniem na .śmierć.

Prawdziwym życiem żyją do dziś dzikie Gęgawy, to ten gatunek człowiek sprowadził do roli przedmiotu i nazywa go mięsem.

W naturze te niezwykle inteligentne ptaki żyją życiem rodzinnym. Gdy samica matka schodzi z gniazda, samiec czuwa w pobliżu, przykrywając jaja puchem.. W wodzie rodzina płynie w ustalonej kolejności – samica pierwsza, za nią rzędem pisklęta, a samiec na końcu, pilnując i broniąc reszty przed ewentualnym zagrożeniem. Po dwóch miesiącach gąsięta umieją już latać, ale nie opuszczają rodziny i  bywa, że dołącza do nich  zeszłoroczne potomstwo. Do odlotu rodziny z całej okolicy przygotowują się, łącząc się na wodach w stada, a my możemy cieszyć się widokiem tworzonych przez nie kluczy na tle błękitnego nieba. Zwierzęta te w przeciwieństwie do ludzi odznaczają się niebywałą wiernością, bo gdy jedno z pary traci życie, drugie pozostaje samotne do końca życia, lub z żalu wyskubując sobie pióra, wkrótce także umiera.

W naturze Gęgawy żyją do kilkunastu lat. Smutne istoty na zdjęciu – zawsze tak samo, jak co roku wszystkie ich poprzedniczki – wykluły się wiosną i „ czekają” na Boże Narodzenie, kiedy ich rozpaczliwy krzyk –  człowiek zagłuszy swoim: ” – Bóg się rodzi…”.