Niedawno obejrzałam program Jana Pospieszalskiego w Tvp.1 „Warto rozmawiać”, bo zainteresowały mnie, a raczej zaszokowały pytania, które padły w zwiastunie.
Jedno z nich cytuję : ” – Pistolet albo kałasznikow w każdym domu – zagrożenie czy większe bezpieczeństwo?”
Przede wszystkim zdziwiło mnie dlaczego taki temat został podjęty – jakie były intencje pana Pospieszalskiego? To samo pytanie podczas programu zadał jeden z gości poseł Krzysztof Mieszkowski , który jako alternatywę dla pistoletu i kałasznikowa przyniósł tomik poezji Baczyńskiego. Z sobie tylko znanego powodu temu panu postanowił nie podać ręki na powitanie inny gość, znany nam wszystkim – Wojciech Cejrowski, który przybył do studia jak zwykle boso, zaopatrzony w jakiś tam napój w jakimś tam dzbanku i płynu tego solo z nonszalancją raz po raz zażywając „najgłośniej krzyczał” o broń dla każdego Polaka. chociaż mieszka w Arizonie, gdzie narzędzie do ostrego strzelania posiadać mu wolno i takowe tam posiada, a w Polsce nie może wytrzymać dłużej , jak kilka miesięcy. Pan Wojciech w swej Arizonie „zagarnął pod siebie, okopał i ” bohatersko” uzbroił przed…no właśnie przed kim? Czy nie należałoby zadać sobie pytania kim są ci ewentualni napastnicy, czy już rodzą się bandytami, czy też my izolując się i „okopując” we własnym dobrobycie tworzymy coraz więcej kryminogennych środowisk. Myśl pana Mieszkowskiego pojęłam wlot i przypadła mi do gustu, natomiast pan Cejrowski kolejny raz już nie tyle mnie rozczarował, co zażenował i zniesmaczył zarówno swą ideą jak i zachowaniem.
Na koniec emisji prowadzący wyjaśnił, że podjął ten militarny temat bo: – Kręci obecnie Polaków, a niemieckie gazety piszą, jakoby Polacy byli ostatnio na militarnym rauszu. Sam program, wpisy po nim na facebooku pokazały, że Niemcy raczej się nie pomylili. Z ulgą odczułam, że mnie to szaleństwo nie dotyczy, że ja się nie boję, przynajmniej nie boję się „w ten sposób” . Strach wynikający z nienawiści, czy też nienawiść rodząca się ze strachu mnie nie dotyczy. Nie posiadam również, ani nie odczuwam potrzeby posiadania tak wiele, abym musiała się uzbroić i myślę, że nikogo z nas, nikt i nic nie zmusza do dźwigania ciężaru posiadania w nadmiarze.
Jeszcze o samym słowie broń, utworzonego, jak mniemam od słowa bronić. Zasady wszelkiej logiki podpowiadają mi, że użycie tej nazwy w stosunku do „ czegoś do zabijania” jest uzasadnione , jeśli to coś posiadamy i zamierzamy użyć wyłącznie do obrony własnej. Myśliwy strzelający z tak zwanej popularnie – „broni myśliwskiej” do sarny na pewno się nie broni, bo jego cel – przepiękna i niezwykle płochliwa istota, która niewątpliwie jest ozdobą tej ziemi, w żaden sposób mu nie zagraża, więc użycie słowa broń w tym przypadku dla mnie jest zwykłą profanacją.
Absolutnie zgadzam się z panem Mieszkowskim, że dające nam szeroko pojęty, wewnętrzny rozwój książki na pewno mogą być świetnym „lekiem” , na nieuzasadnioną potrzebę, czy też zwykłą, nieodpartą chęć posiadania pistoletu, albo innego narzędzia do ostrego strzelania , często określaną – co znowu dla mnie brzmi dziwnie, bo jakoś sprzecznie – jako „zamiłowanie do broni”.
Bardzo się boję broni w każdym domu.