„- Wtedy pewni, jak się nie bać, nauczymy żyć bez strachu nasze dzieci.” – ten fragment pogodnej piosenki „Grypy pod budą” zadomowił się w mojej głowie już dość dawno. Idealnie wpasował się w stan mojej duszy, bo mój osobisty strach już od dawna był całkowicie przyćmiony przez lęk o moje dorosłe już dzieci, a dokładnie ewoluując z czasem przeistoczył się w ” strach o ich strach „. Postanowiłam założyć ten blog, ponieważ myślę, że dobrze dla nas jest określać nasze strachy i straszki, rozmawiać o nich, także o tym – wpisanym w naturę nas wszystkich, którzy żyjemy i nieubłaganie kiedyś życie zakończyć musimy – tak naprawdę bardzo dla nas ważnym i potrzebnym strachu, bo każe nam chronić nasze życie.
Sama jeszcze długo…, długo….., zanim „ – … przyjdzie także po mnie zegarmistrz światła purpurowy – by mi zabełtać błękit w głowie” [Bogdan Chorążuk] zamierzam się nie bać , jak brzmią słowa „Cyganerii” śpiewanej anielskim głosem przez cudowną Annę German: ” – Zuchwale bogom, z Olimpu każdy uśmiech kraść„, aż kiedyś w końcu „ – będę jasna i gotowa [Chorążuk] : ” – z obolem szczęścia przeprawić się na drugi brzeg„, albo też – jak pisał Ernest Hemingway, zwyczajnie – bez strachu – udam się „Za rzekę w cień drzew„.
Wiosna nad rzeką. Rzeka „jest najlepszym lustrem dla zmęczonych twarzy”. [Grupa pod budą.]