W pułapce strachu.

„Lucy o strachu”, nie bez powodu tak zatytułowałam swoją stronę, bo jak napisała w swym komentarzu Siza Mayo, system tak działa, że ” człowiek ma się bać i siać spustoszenie,  gdzie go nie poślą……”. Fakt ten stał się to dla mnie jasny,  kiedy przestałam jeść mięso i inne produkty odzwierzęce. Przestałam się bać, od kiedy sama już nie jestem zagrożeniem. Wcześniej bałam się pająków, myszy, tego co będzie… . Teraz ze smutkiem obserwuję innych, właściwie niemal wszystkich  dookoła, wkręconych w tę beznadziejną spiralę strachu

Kiedy wpiszemy w wyszukiwarkę – mysz polna, domowa… po wciśnięciu enter wykluje się to, „czym skorupka nasiąknięta”: szkodnik, zagrożenie sanitarne, plaga, inwazja… Jeszcze kilka lat temu miałam podobne skojarzenia, bo taki obraz o tych stworzeniach mi wpojono. Dzisiaj  widzę rzeczy zupełnie inaczej i zewsząd dostaję potwierdzenia, że człowiek tak naprawdę nie musi bać się niczego, że on sam i jego strach są największym dla niego zagrożeniem.

Człowiek sam tworzy własną rzeczywistość, siejąc strach, zbiera strach i to pomnożony. Mała myszka, która teoretycznie mogłaby żyć nawet do 4 lat, a ze względu na stres, bo właściwie wszystko jest jej wrogiem na tym świecie i to realnym wrogiem, nie wydumanym,  żyje średnio od 3 do 4 miesięcy, jest dla większości – groźnym potworem. Trzeba ją natychmiast otruć, zabić, zmiażdżyć, niech cierpi,  niech ma za swoje…. Tylko za co? Za „swoje”prawo do życia? Humanitarna pułapka? Tylko idioci, „psychopaci”… ją stosują. Przecież „to ścierwo” zaraz wróci.

Myszka ze zdjęcia ukryła się u mnie przed chłodem ubiegłej jesieni. Maleństwo znalazło jakąś dziurę, po wyciągniętej rurze i skryło się gdzieś za szafą. O tym, że jest informowało mnie ciche skrobanie. Czego?  Nie wiem, bo do dzisiaj wszystko całe. Nikomu o niej nie mówiłam, bo wiedziałam co usłyszę. Rozmnoży się, choroby, zniszczenia, smród… . Nic takiego nie zaistniało, bo tego nie oczekiwałam. Skrobie, wiem,  że jest, ale , ani zapachu, ani śladu… . Po jakimś czasie jeden, dwa ślady, bez szczególnego zapachu ściągnęłam odkurzaczem. Kiedy w grudniu wyjechałam na tydzień mój syn złapał ją w pułapkę i wypuścił w ogrodzie. Kiedy wróciłam, zrobiłam  awanturę. Sama dziwiłam się własnej reakcji. Popłakałam się…, żeby chociaż do piwnicy, ale na mróz…. Brakowało mi tego cichego skrobania, czułam pustkę. Podobną pustkę odczuwałam, kiedy dawno temu moje dzieci odnosiły  do szkoły chomiki, które były u nas w czasie wakacji. Swoją drogą – skrobanie małej myszki może zmniejszyć poczucie samotności wśród ludzi.

Jednak spryciula wróciła i była sobie cichutko do wczoraj, kiedy wnuk zauważył ją na zwisającej  ozdobie ze sznurka. – Babciu , myszka!!! zawołał z euforią. Postanowiła się ujawnić? – pomyślałam, niestety głupio, bo zwierzę było w pułapce, ale dotarło to do mnie zbyt późno.

Dziecko podało myszce skórkę i kawałek jabłuszka i zauważyłam zdziwiona, ze zwierzę jadło. Od kuli ze sznurka do schodów jest ok. 20 cm., dlatego uznałam, ze myszka się tam bawi, kiedy w końcu spostrzegłam, ze jest inaczej, że we własnej ocenie ugrzęzła, poszłam po sznurek, by zrobić jej zejście, ale zwierzątko niestety skoczyło, spadło…nie na schody, a dwa metry na ziemię.

W pierwszej chwili myśleliśmy, ze zginęła, ale po chwili podniosła się i poszła za szafę. Nie dotykałam jej, nie chciałam jej dodatkowo stresować. Nie mogłam sobie darować, ze się spóźniłam i po raz drugi z powodu tej samej myszki poleciały mi łzy.

Nie pozostawało mi nic innego, jak czekać, czy znowu zaskrobie. Cichutkie skrobanie usłyszałam już w nocy, dzisiaj wieczorem też. Mam nadzieje, ze będzie żyła.

Mała myszka jest u mnie kilka ładnych miesięcy, nie rozmnożyła się, myszy nie zjadły mnie, jak legendarnego Popiela, nie przyniosła zarazy…. Mimo stale otwartych drzwi do ogrodu, siedzi, gdzie siedziała, czuje się tam bezpieczna, nie zagraża mnie, ani ja jej.

Człowiek potrafi zbudować strach z niczego i z wszystkiego. Uzależniony od  strachu, nie dostrzega, że mysz, uchodźca…, jest tylko jego „białą myszą”, jaka w końcu objawia się alkoholikowi.