Czy to bajka, czy nie bajka… .

Sporo w tej książce bajek, baśni, jedne już znane,  o zwierzętach i nie tylko. Czytałam wczoraj wnukowi na dobranoc, jedną z nich, właśnie o zwierzętach. Bajka, jak bajka, jednemu może się podobać, drugiemu już mniej, albo wcale. Bajki miewają jeszcze to do siebie, że zazwyczaj niosą ze sobą jakieś przesłanie, mniejszą, lub większą prawdę o życiu. Wspomniana bajka, wpisana między inne, stare, znane chyba wszystkim bajki,  nieco mnie zaskoczyła, bo nieznany bajkopisarz szuka w niej i znajduje – winnego wszelkiego zła na świecie.

Otóż w skrócie  – dawno temu – wyobraża sobie autor tej bajki, kiedy nie było jeszcze ludzi na świecie, a zwierzęta gadały ludzkim głosem, też było zło, zwierzęta też chorowały, umierały… i tymże ludzkim głosem, ponieważ go posiadały,  debatowały o przyczynach tegoż zła, zastanawiały się, kto złu jest winien. Najpierw wspaniałomyślnie przyznał się do winy król lew, bo pożarł niewinną antylopę, pasącą się na łące. Wilk nie był już taki skory do przyjęcia winy, albo też współwiny i oponował  stanowczo, że co prawda drapieżnicy polują na inne niewinne zwierzęta, ale na te słabsze, które z tego powodu iż są słabsze, same są sobie winne. W końcu nieśmiało wysunął się niedźwiedź, który przyznał, że to z pewnością on jest winien, gdyż nieopatrznie zjadł oset rosnący przy drodze. Winny – „niewinny” w pośpiechu został stracony. Tym krótkim zdaniem bez słowa – winny, które dorzuciłam – kończy się bajka zalecana „na dobranoc”. Bajka, której treść chyba mi się z czymś kojarzy?

Człowiek jest drapieżnikiem – twierdzi wiele zatwardziałych „mięsojadów”. No tak, człowiek jest drapieżnikiem, a winny złu jest „roślinojad” no i jeszcze same sobie winne są istoty „słabsze”…. Roślinojad musi być stracony.

Po pachy rozbawiła mnie jeszcze jedna, z tej samej książki – bajka , w której kandydat do ręki księżniczki, aby tę rękę uzyskać, miał do wykonania ostatnie, niezwykle ciężkie zadanie, wręcz niewykonalne, musiał zdołać wypić całe zapasy wina z piwnic króla, ojca ewentualnej, przyszłej żony. Rozbawiona popatrzyłam na wnuka, który wlot pojął w czym rzecz i natychmiast znalazł kandydata na księcia – w realu. Tylko gdzie ten król i gdzie ta księżniczka ha, ha… .