Idą święta – pyszny bigos wegański.

– Smaczny ten Twój bigos, dajesz sporo przypraw….. .” – zauważył kiedyś mój gość i poprosił o przepis.  ” – Ale czy to nie sama chemia, wzmacniacze smaku….?”

W takim wegańskim  bigosie staram się wzmacniać smak naturalnymi sposobami, dlatego, jak właściwie każdy  bigos – lekkostrawną ta potrawa nie jest, natomiast nie ma w niej „samej chemii”,  o której nadmierne spożywanie , posądza się wegan. Osobiście używam tak zwanej chemii nie więcej, niż wcześniej, kiedy gotowałam „wszystko”. Oczywiście wolę produkty z jak najmniejszą ilością literek E  i  wzmacniaczy smaku i ciągle poszukuję nowości w tym zakresie, ale nie robię tego z jakąś szczególną obsesją, bo jestem zdania, iż bogata w błonnik  wyłącznie roślinna – lecznicza dieta,  łatwiej pozwala nam się pozbyć niepotrzebnego balastu.

W ramach wspomnianego poszukiwania zauważyłam, że Vegeta „wypuściła”na rynek  produkt bez chemii, wyłącznie mielone, suszone warzywa w nie najgorszych; cenie i smaku.

Głównym elementem wzmacniającym smak mojego bigosu i decydującym o tym, że jest naprawdę smaczny – jest odpowiednie przesmażanie. Przesmażam właściwie wszystkie składniki. Może to niezbyt zdrowe, ale bigos na szczęście nieczęsto się jada. Co ważne w tym przesmażaniu, to aby nie przypalać i zbytnio nie rumienić produktów, a smażyć – dusić „na małym ogniu”, wyłącznie we własnym sosie. 

Tak więc zaczynam od kiszonej kapusty(u mnie ostatnio dwa kilogramy), którą wrzucam na dużą patelnię z lekko przesmażonymi: cebulką(3-4-5), czosnkiem(3-4 ząbki), suszonymi – mielonymi warzywami, suszonymi śliwkami(dość sporo) i suszonymi grzybami . W trakcie smażenia  dodaję jeszcze kminku i brązowego cukru, który karmelizując się dodatkowo wzmacnia – poprawia smak kapusty. Jakiego tłuszczu używam? Dobrej nierafinowanej oliwy + trochę oleju kokosowego, który powoduje, że oliwa się tak szybko nie pali. Generalnie zawsze staram się smażyć powoli, w żadnym razie „nie dymić” potraw.

Kapustę wrzucam nie od razu całą, ale stopniowo – porcjami. Kiedy jedna porcja odparuje i się już się chwilę smaży, dorzucam następną porcję i powtarzam proces….. .

Kiedy cała kapusta się „zeszkli” i nabierze złotawego koloru i pysznego smaku ( po ok. 20 – 30 min powolnego podsmażania), zalewam ją wodą w garnku( mniej, więcej do trzech czwartych zawartości kapusty) i gotuję do miękkości.

W tym samym czasie w innym garnku podsmażam trochę cebulki i potarty na dużych oczkach – kawałek selera, który podsmażony, staje się kolejnym wzmacniaczem smaku. Na to,  znowu stopniowo smażąc – dusząc pod przykryciem,  dosypuję pokrojoną świeżą kapustę + sól i suszone, mielone warzywa. Całą kapustę (tym razem dwie malutkie główki, a właściwie główeczki) wyłącznie duszę – smażę we własnym sosie do miękkości pod przykryciem.

W trzecim garnku gotuję drobne kotlety sojowe, które zastępują – imitują mięso w moim bigosie, kiedy chcę nim poczęstować mięsożerców. Do przyprawionej – znowu mielonymi suszonymi warzywami, solą, sosem sojowym… i odrobiną oliwy,  wody wsypuję drobne kotlety sojowe i gotuję je – ok. 5 – 10 min. Po czym odcedzam je i wrzucam na patelnię, na rozgrzany tłuszcz z odrobiną cebulki, lub czosnku dla smaku i przyprawiam sporą ilością wędzonej,  mielonej papryki.

Po chwili smażenia, dorzucam dwa – trzy pokrojone pomidory i smażę jeszcze przez chwilę. Dalej dorzucam przecieru pomidorowego na patelnię i po kolejnym lekkim przesmażeniu wrzucam zawartość patelni do dużego gara z obiema już kapustami. Uzupełniając  wodę, do odpowiedniej konsystencji bigosu, mieszam całość doprawiając jeszcze przecierem pomidorowym i brązowym cukrem  do smaku, pieprzem, sosem sojowym, odrobiną suszonego lubczyku i ZAWSZE suszoną bazylią, która dopełnia smaku w moim bigosie, bo nie lubię w tej potrawie, ani liścia laurowego, ani ziela angielskiego. Bardzo lubię natomiast skropić bigos odrobiną przyprawy – magi w płynie, ale ta zawiera niestety wspomnianą chemię. No cóż, to kwestia wyboru…….., ale bigos i bez tego ostatniego „zabiegu” jest pyszny.