„Wegańska” bajka Andersena.

Z przyjemnością obejrzałam dzisiaj w  niemieckiej telewizji – niemiecki film familijny z 2013 roku – „Die kleine Meerjungfrau”, będący adaptacją baśni Hansa Christiana Andersena – „Mała Syrenka”. Zainteresował mnie wyraźnie –  taki był mój odbiór – wegański charakter tej bajki i wersji filmowej też. Zamieszkująca gdzieś w głębinach morza z ojcem  – królem mórz i siostrami MAŁA SYRENKA, przy czym wszyscy żywią się zielonymi glonami, bo żywe stworzenia dookoła są ich przyjaciółmi, , za pomocą czarów zrzuca swój rybi ogon, kosztem utraty języka i opuszcza rodzinę, podążając za swą ziemska miłością, księciem uratowanym przez nią samą z głębin morza. Syrenka zdziwiona jest światem, w którym się pojawia. Tym, że ludzie jedzą zwierzęta. Podziwia piękno kwiatów i wypuszcza uwięzione karpie. Niestety syrence nie dana jest miłość  księcia, która miała być warunkiem zachowania życia cudownej dziewczyny, jaką stała się na Ziemi. Jednak ona nie potrafi odebrać życia księciu, woli poświęcić swoje. Córa powietrza, wzruszona jej czystą miłością, (trochę inaczej niż jest to w baśni)wysyła ją w długą podróż po Ziemi.

  

Baśń jest głównie  przekazem o tym, co jest też  najważniejsze też  i w weganizmie, o poświęceniu i przezwyciężeniu egoizmu.

Co ciekawe, właśnie glony morskie zawierają wszystkie składniki potrzebne człowiekowi do życia. BYĆ MOŻE TAK, JAK TA MAŁA SYRENKA, PIERWSI WEGANIE, CZYLI MY WSZYSCY – WYŁONILIŚMY SIĘ Z MORZA, BYLIŚMY CZYŚCI I DOBRZY, JAK ONA, A WSZYSTKO SIĘ ZMIENIŁO ODKĄD ZACZĘLIŚMY ZABIJAĆ  I ZJADAĆ INNE STWORZENIA – SWOICH PRZYJACIÓŁ.