Wczoraj z samego rana, moi znajomi…- przyjaciele (przyjaciół mamy wtedy, kiedy sami umiemy nimi być), zadzwonili do mnie z życzeniami, aby się spełniły moje wszystkie wegańskie życzenia. Oby się spełniły…, tyle, że moje „wszystkie” życzenia, w pewnej części nieco kolidują z marzeniami tej fajnej pary ludzi. Chyba szkoda. A może jednak nie… ? Oni, to – Ich rzeczywistość.
Zapytali mnie też, czego szczególnie bym sobie życzyła. Czy mam jakieś bardzo ważne dla siebie życzenie. Z odpowiedzią na to pytanie nie miałam żadnego problemu, nasunęła mi się natychmiast: „- Chciałabym, mieć wytrwałość w walce z pozostałymi jeszcze we mnie wzorcami myślowymi, które nie są moje, umieć je rozpoznawać. Chciałabym już nie popełniać ciągle tych samych błędów, w konsekwencji których tracę tak wiele energii, wpadam w „niewyjaśnione” stany chorobowe.”
Tak – nie moje wzorce, ciągle jeszcze w pewnym stopniu kształtują moją rzeczywistość., a raczej ja sama buduję rzeczywistość, której nie chcę. Ciągle próbuję naprawić coś, co kiedyś nieświadomie, czasami nie do końca nieświadomie – „sknociłam”, albo wydaje mi się, że zrobiłam to coś – źle. Dopuszczam do siebie jedno z najgorszych uczuć – poczucie winy, które powoduje, że często bierzemy na siebie odpowiedzialność za innych, a konsekwencje błędów innych spadają na nas.
Każdy z nas ma prawo do szczęśliwego, godnego, dostatniego… życia, ale niestety większości okradamy z tego wszystkiego siebie, własne dzieci… , właśnie przez utarte wzorce, pod które próbujemy na siłę podpiąć, niestety, nie tylko siebie,
Niedawno, zupełnie przypadkiem, byłam świadkiem pewnej krótkiej scysji rodzinnej. Matka zapukała do drzwi dorosłego syna, ten otworzył, ale matki nie zamierzał wpuścić do środka. Krótka siłowa przepychanka i oczywiście słabsza fizycznie matka, została przed zatrzaśniętymi drzwiami.
Dlaczego o tym piszę. Dlatego, że najważniejszym aspektem dla tejże matki było to, że ja tę sytuacje widziałam, a raczej nie widziałam, bo stałam w pewnej odległości tyłem. To, że byłam świadkiem – niby wstydu, zupełnie niepotrzebnie dodatkowo pozbawiło kobietę energii, bo przecież nie to było ważne.
Ważne, że rodzice, babcia w tej rodzinie, jak w wielu innych niestety, jeszcze wiedzą najlepiej, co jest odpowiednie dla dorosłego już mężczyzny, który sam na siebie pracuje. Tymczasem my rodzice od samego urodzenia powinniśmy być tylko „troskliwymi”opiekunami, świadkami… naszych dzieci w poznawaniu własnego JA, tworzeniu własnej rzeczywistości. Niestety doszłam do tego wniosku dość późno, ale mam nadzieje, że nie – zbyt późno.